tag:blogger.com,1999:blog-23700744037016717532024-03-08T09:12:43.110+01:00SfereoEpidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.comBlogger162125tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-37507232884756482112014-12-21T13:31:00.000+01:002014-12-21T13:31:24.124+01:00Aleksandr Makarow-Krotkow "[ja piszę wiersze]"Coś z <a href="https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/wdrapalem-sie-na-piedestal">antologii Jerzego Czecha</a>. <b>Aleksandr Makarow-Krotkow</b> (ur. 1959, rówieśnik Andrzeja Sosnowskiego) odpowiada na pytanie postawione niegdyś przez Jamesa Schuylera w <i><a href="http://sfereo.blogspot.com/2013/02/james-schuyler-poranek-poematu-fragment.html">Poranku poematu</a></i>: "Tylu chujowych poetów / Tak niewielu dobrych / W czym problem?"
<br />
<br />
<br />
<pre>* * *
ja piszę wiersze
ty piszesz wiersze
on pisze wiersze
wszyscy działamy dla wspólnego dobra
w kraju zaczyna
brakować papieru</pre>
<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|A. Makarow-Krotkow, <i>***</i>, w: J. Czech, <i>wdrapałem się na piedestał. nowa poezja rosyjska</i>, Wołowiec 2013, s. 409.|</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-257550318659220052014-12-19T11:57:00.002+01:002014-12-19T11:57:17.410+01:00Marcin Sendecki "Scat"Nowy tomik Sendeckiego jest bardzo krótki i wchodzi zaskakująco łatwo, dlatego przeczytałem go już ze dwadzieścia razy. Mnie się on bardzo podoba, a Wam pewnie nie.
<br />
<br />
<br />
<pre><span style="font-size: large;">Scat</span>
Mowa rodzinna niechaj będzie ostra,
żeby odkroić to, co niemożebne.
Czasami odjąć pysk lwa z twarzy osła,
Czasami wtańczyć się w karnawał zgrzebnie.
Pokroić zupę, żeby była postna.
Zaczekać, aż fajerwerk zblednie
I nikt nie doda sobie wzrostu,
depcząc kolegów. Nieprzyjemnie?
Mowa rodzinna niechaj będzie z ostu.</pre>
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|M. Sendecki, <i>Przedmiar robót</i>, Wrocław 2014, s. 15.| </span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-34867999560451655672014-09-16T13:33:00.000+02:002014-09-16T14:01:17.888+02:00Charles Bukowski "tak o tak"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: center;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhIpuhqhieAkvmecA7dprF2WbacH4DWmT9Uvt5uZadxXxJWpIfN3Y2AM4B196wbK1Ro6OmQe44bAb-2EsujhsQ4pvwH_FhTcxNuBbL2ccaxYx8fx0s18OVfTYXMyTEeHpDPO1PAtA5J5xXq/s1600/BruceTimm1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhIpuhqhieAkvmecA7dprF2WbacH4DWmT9Uvt5uZadxXxJWpIfN3Y2AM4B196wbK1Ro6OmQe44bAb-2EsujhsQ4pvwH_FhTcxNuBbL2ccaxYx8fx0s18OVfTYXMyTEeHpDPO1PAtA5J5xXq/s1600/BruceTimm1.jpg" height="640" width="416" /></a></div>
<span style="font-size: x-small;">rys. Bruce Timm</span></div>
<pre><span style="font-size: large;">
</span></pre>
<pre><span style="font-size: large;">tak o tak</span>
kiedy Bóg stworzył miłość nie pomógł większości
kiedy Bóg stworzył psy nie pomógł psom
kiedy Bóg stworzył rośliny nie wysilił się
kiedy Bóg stworzył nienawiść obdarzył nas produktem
powszechnego użytku
kiedy Bóg stworzył mnie stworzył mnie
kiedy Bóg stworzył małpę zdążył wcześniej zasnąć
kiedy Bóg stworzył żyrafę był pijany
kiedy stworzył narkotyki był na haju
kiedy stworzył samobójstwo miał doły
ale kiedy stworzył ciebie leżącą w łóżku
wiedział co robi
był pijany był na haju
w jednej chwili stworzył góry morze
i ogień
zrobił kilka błędów
ale kiedy stworzył ciebie leżącą w łóżku
musiał się spuścić na cały swój Święty Świat.</pre>
<br />
<br />
przeł. Piotr Madej
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|C. Bukowski, <i>Płonąc w wodzie, tonąc w ogniu. Wiersze z lat 1955-1973</i>, przeł. P. Madej, Warszawa 2004, s. 197.|</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-50450686725833697092014-09-02T11:24:00.000+02:002014-09-02T11:36:26.153+02:00Darek Foks "streszczenie"<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEdlGc-GLXkKrWoE97ix0zyAO-dMon_bO03zEb6eiIjNJtfIblc3NNSx8J5M9l1V4eifqIwfIzqehckJtcku2BysUuv9A6scor98NrfowcHnFACbt9U2BozbToVL8hw2hYI0PWrnvqxl3F/s1600/deborda%C5%BC.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEdlGc-GLXkKrWoE97ix0zyAO-dMon_bO03zEb6eiIjNJtfIblc3NNSx8J5M9l1V4eifqIwfIzqehckJtcku2BysUuv9A6scor98NrfowcHnFACbt9U2BozbToVL8hw2hYI0PWrnvqxl3F/s1600/deborda%C5%BC.jpg" height="400" width="303" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
Wakacje się skończyły, wszystko wraca do starego, dosyć przewrotnego porządku. Młodzież znowu będzie się męczyć czytając z obowiązku drętwe lektury, by już nigdy później nie wrócić do czytania książek, a tymczasem do życia wraca kultura: otwierają się teatry, w telewizji puszczają wartościowe programy, a oficyny wydawnicze zaczynają wypuszczać nowe tytuły. I tak wczoraj premierę miał wybór tekstów Darka Foksa, <i><a href="http://www.wbp.poznan.pl/index.php?mode=towary&action=show&menu=85&id=316&lang=PL">Debordaż</a></i>, ponoć rozpoczynający się wspaniałym <i>Orciem</i>, czyli "być-może-najlepszą-powieścią-polską-po-osiemdziesiątym-dziewiątym-jeśli-to-w-ogóle-jest-powieść", a zatem wybór zawierający i prozę ("Z lewej równo i z prawej równo"), i poezję ("Z lewej równo, z prawej poszarpane"). </div>
<div style="text-align: justify;">
Z wakacji wracam też ja i moje Sfereo, a z okazji powyższego nasuwa mi się jeden konkretny wiersz:
</div>
<br />
<br />
<pre><span style="font-size: large;">streszczenie</span>
nie mam zamiaru mówić wierszem typu
pan cogito to pan cogito tamto
ani nawet zbiednieć tak jak zbiednieli
ci co pisali wiersze dla robotników
nie zależy mi na wdychaniu
smrodu holocaustu który nadal
unosi się w powietrzu tak naprawdę
chcę milczeć i wpatrywać się
w słońce uważnie i bez przerwy
tak żeby nie przegapić chwili
w której wygląda jak wrzos
ściśnięty twoimi udami
i za cholerę nie chce
skojarzyć się z czymś
ważniejszym</pre>
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|D. Foks, <i>Przecena map</i>, Wrocław 2005, s. 107.|</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-77696488616523180692014-06-28T17:30:00.000+02:002014-06-28T17:37:24.983+02:00Michał Sobol "O rozczarowaniu"<div style="text-align: justify;">
Spieszę się umieścić wiersz z <i>Pulsarów</i> Michała Sobola, ponieważ tomik jest naprawdę dobry, czytam go dopiero od wczoraj, poleciła mi zaś koleżanka (pięknie dziękuję), i gdybym zwlekał, a dziś na przykład książka dostała pewną nagrodę, publikując ten wpis później poczułbym się pewnie jak orędownik tegoż lauru, czyli ogólnie mówiąc źle. Tom jest naprawdę dobry, bo zawiera filozofię, długie zdania i przestrzenie, czyli coś, co bardzo lubię.
</div>
<br />
<br />
<pre><span style="font-size: large;">O rozczarowaniu</span>
Gdy po pierwszych podróżach i pierwszych
rozczarowaniach wywołanych, jak sądziłem,
przez rozrośnięty ponad wszelką miarę przemysł
turystyczny donosiłem panu Orkuszowi
o prześwitującej spod wytartej podszewki
wszechświata banalności życia na Ziemi,
gdzie nawet najświętsze miejsca ludzkości
przekształcono w zestaw tandetnych dekoracji
ze sztuki przeznaczonej dla masowego
odbiorcy, tego Golema stworzonego przez
wykorzeniony z tradycji bezosobowy tłum,
co natychmiast podmywało półsenną codzienność
także rodzimych wiosek i miast, które wciąż
jeszcze z tamtych, ośmieszonych dziś centrów
kultury czerpały pożywne soki, pan Orkusz,
ku mojemu zaskoczeniu, jakby olśniony nowym
odkryciem i na krótką chwilę gwałtownie
rozbudzony, wypowiedział to od lat rozważane
zdanie, że nawet bez dawniejszego czaru świat
nie przestaje istnieć, owszem, jest intensywniej. </pre>
<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|M. Sobol, <i>Pulsary</i>, Warszawa 2013, s. 59.|</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-60970726376590317552014-06-19T16:27:00.001+02:002014-06-19T20:54:08.576+02:00lester bowie, miłość, jazz i poezja<div style="text-align: justify;">
Dla mnie poezja zawsze była blisko muzyki i o poezji zawsze myślałem trochę w kategoriach właśnie muzycznych. Lubię czytać specyficznie wiersze, dobrze o tym wiecie. Dziś, podczas oglądania dokumentu o zespole Miłość, wpadł mi cytat, który poniekąd wyjaśnia moje myślenie o poezji. I tak to już jest, że lepiej rozumiem jej istotę odnosząc się do muzyki, niżby się o tym mówiło za pomocą ściśle literaturoznawczej terminologii. A więc kiedy Lester Bowie odpowiada w filmie Dzierżawskiego na pytanie, czym jest jazz, zaś w tle gra cały ten dźwiękowy kontekst, ja myślę o poezji:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
"Najważniejsze w jazzie jest coś, czego ludzie nie rozumieją, a mianowicie: w jazzie nie chodzi o to, co grasz, ale jak to grasz.
Materiał jest nieważny, może pochodzić z różnych źródeł - z twojego umysłu, z twojej duszy i serca. Jeśli więc grasz jakąś piosenkę, jest ona częścią ciebie, częścią tej muzyki. Ale sam jazz jest pewną koncepcją. <b>To nie tylko repertuar - to sposób działania, sposób myślenia.</b>"</blockquote>
<br />
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="360" src="//www.youtube.com/embed/uXtYHSlGh1I" width="480"></iframe>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-28151667258619336822014-06-07T16:04:00.000+02:002014-06-07T17:03:42.310+02:00Krzysztof Siwczyk "Dokąd bądź" (fragment)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRVYEDn1nPCEOnEgVbssnl4wkoojWMGIgiE4f1epu6IC5N12DnZFkDOMt7EuV4j5rvLmgCfsy7VcJFvt0K0S0B7J31iWLHMuG_LzcjiaeyZfv9cWB_z72PWhZybT2jfB5d9aNkoJczYGBa/s1600/hiroshima_mon_amour_10.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRVYEDn1nPCEOnEgVbssnl4wkoojWMGIgiE4f1epu6IC5N12DnZFkDOMt7EuV4j5rvLmgCfsy7VcJFvt0K0S0B7J31iWLHMuG_LzcjiaeyZfv9cWB_z72PWhZybT2jfB5d9aNkoJczYGBa/s1600/hiroshima_mon_amour_10.png" height="300" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: xx-small;">Kadr z filmu <i>Hiroshima, mon amour</i> w reż. Alaina Resnais'a.</span> </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przyznam szczerze, że zawsze miałem problemy z Siwczykiem i jakoś nie potrafiłem dotąd docenić jego twórczości. A przecież zaraz po debiucie, od którego sam się odżegnuje, wkroczył on na podobną ścieżkę, jaką wcześniej podążali już Sosnowski czy Sendecki, więc wydawać by się mogło, że to ja właśnie - oraz podobni mi szaleńcy - jestem targetem tej poezji. Jednakże wczesne tomiki autora <i>Zdania z treścią</i> jawiły mi się jako rzeczy cokolwiek wtórne, późniejsze zaś - kiedy młody pisarz odnalazł, jak sądzę, swój własny język - czytało mi się topornie (bo takiemu Sosnowskiemu zarzucano wiele, zgoda, jednak nikt mi nie wmówi, że jego zdania nie brzmią potoczyście). Żeby nie było wątpliwości, zdarzały się oczywiście Siwczykowi frazy, które mnie poruszały, jak chociażby końcówka publikowanego tu niedawno kawałka z <i>Godów</i> ("tyle pamiętam. / Wiersz mi świadkiem").</div>
<div style="text-align: justify;">
Sytuacja ma się zupełnie odmiennie z jego nową książką, którą czytam już od tygodnia. <i>Dokąd bądź</i> to poemat złożony z ponad setki zdań, każde długie, wspaniałe, skonstruowane z fragmentarycznych obrazków, z których jedne umykają w lekturze, drugie zapadają w pamięć, wypowiedziane w języku wystawionym na próbę swoich możliwości, jak to było u Siwczyka od lat, lecz tym razem czyta się to śpiewająco. Tak naprawdę nie dobrnąłem jeszcze do końca, zapewne ta książka będzie mi towarzyszyć przez całe wakacje, ale już teraz wiem, że jest ona wydarzeniem. A zatem wszystkim serdecznie ją polecam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaś poniżej jedno z setki zdań:
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<pre>Finalna refleksja i warzenie win pod nieobecność instancji
odbywa się najpewniej w zaciszu pieleszy, na których ląduje ostrze
szafotu wzniecając zmieć pierza, co tak lubimy w kinie familijnym,
czereda rozbiega się w popłochu, ukochani wikłają się w pieszczotach,
po długiej rozterce spowodowanej wojną, wrócili na stare śmieci,
będą się grodzić, później idą napisy, ale nigdy nie dowiadujemy się,
co też było dalej z historią kolejnych rozczarowań, gdyż arbitralny gest
oszczędził nam uczucia nieprzyjemnego zawodu, jaki zawsze pojawia się
w obcowaniu ze sztuką wyczerpującą nasze życie do cna, ono
nigdy nie sięgało tych sznurówek, chlapa po wyjściu z kina, chlapa
po wejściu do mieszkania, przemoczone drewniaki, jak inaczej o tym mówić,
pochowane w nurcie zmierzchu cienie wołają cienie, do późna sterczę
przed oknem, maluję wariantywną mapę mórz, topię kontynenty,
zamyślam ciekawe rozwiązania dla półkul, zwracam się do siebie, oczy
mam szkliste, ale nie wydaje mi się, żeby mogło w nich coś jeszcze się
ronić.</pre>
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|K. Siwczyk, <i>Dokąd bądź</i>, Kraków 2014, s. 23.| </span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-27353376522136357592014-05-29T19:15:00.000+02:002014-05-29T19:15:36.549+02:00Andrzej Sosnowski "Tachymetria"<iframe width="480" height="360" src="//www.youtube.com/embed/LU1E7jNV_5A" frameborder="0" allowfullscreen></iframe><br />
<br />
Andrzej Sosnowski kończy dziś 55 lat. Nigdy nie ukrywałem, że to mój absolutnie ulubiony poeta, toteż opublikowanie tego urodzinowego wpisu uważam za obowiązek. Drogiemu autorowi <i>Stancji</i> życzę wszystkiego dobrego!<br />
<br />
<br />
<pre><span style="font-size: large;">Tachymetria</span>
E.
Kiedyś te domy przejdzie wiatr
szyby nabiegną tęczą jak wodospad
obudzimy się w zimnych pokojach
zdjęcia sfruną ze ścian i rzecz
nie przyzna się do rzeczy i głos
załamie się gdy cyfry na tarczach
zamienią się miejscami
teraz tak jest że mamy wiatr
niech już zostanie na zawsze
I na czworakach poszukamy starych
listów i jak pajęczyna będzie czas
na mojej twarzy jak zetlałe płótno
farba na twoich palcach Uważaj
nie skalecz się Pleśń jest dobra
siwy chleb pajęczyna i słońce
A słońce wejdzie po schodach
i wyskoczy przez wybite okna
teraz tak jest że mamy blask
niech już zostanie na zawsze
A życie będzie nocą na horyzoncie
łuną otoczoną pierścieniem neonów
i autostrad Saturn Dziecko bez tchu
przybiegnie nad krawężnik W oczach
błyśnie aureola z aut więc wróci
żeby nam śpiewać nowinę lecz my
będziemy przetrząsać pola i pleść
szare ogniska z folii
teraz tak jest że mamy mróz
niech już zostanie na zawsze
Czujesz ten błysk w węźle gardła?
To czułość Już nic nie pamiętam
Słońce leci z zachodu na wschód
stawia nam włosy na głowie i robi się
tak ciepło wyciągnij dłonie
W te domy w końcu włożą dynamity
i obłok będzie jak wzruszenie ramion
popielaty upadek jak ukłon
teraz tak jest że mamy strach
niech już zostanie na zawsze</pre>
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|A. Sosnowski, <i>Stancje</i>, Lublin 1997, s. 64-65.|</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-20148122132048934802014-05-27T10:17:00.003+02:002014-05-27T10:17:50.616+02:00Darek Foks "Nienawidzić"<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhh0I1SbuEZRt_wel5lLLjCGCnz1uJdQXXxLd2lBmy60xdWsY41gd3y8wMa6nXY38XOUsgs2-NpbtmwyX4SumrROBo5sYLHNUVMJP_aAFELqcvqwx2hS6P3F7-nFUo04DpMV311WWvgdwbp/s1600/green_dog_zhou_chunya.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhh0I1SbuEZRt_wel5lLLjCGCnz1uJdQXXxLd2lBmy60xdWsY41gd3y8wMa6nXY38XOUsgs2-NpbtmwyX4SumrROBo5sYLHNUVMJP_aAFELqcvqwx2hS6P3F7-nFUo04DpMV311WWvgdwbp/s1600/green_dog_zhou_chunya.jpg" height="400" width="285" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Zhou Chunya, <i>Green Dog</i></td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
Pierwszy kawałek z tomu <i>Rozmowy z głuchym psem</i> (2013) Darka Foksa:
<br />
<br />
<br />
<pre>Nienawidzić jest niedobrze,
ale dopiero jak mi powiesz kogo,
mogę naprawdę powiedzieć,
czy to dobrze czy źle. Niektórym
daje to energię
wprost od boga wojny,
spadającą na figurę człowieka,
aż ta się rozmywa. Można
się jednak w końcu zestarzeć,
nienawidząc. Można tak
dla zabicia czasu,
ale ten ucieka na sam nasz widok.</pre>
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|D. Foks, <i>Rozmowy z głuchym psem</i>, Łódź 2013, s. 11|</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-14530952902986961242014-05-17T11:53:00.001+02:002014-05-17T11:53:59.438+02:00Roman Honet "o łazarzu latającym"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihGr6KD_c_Kv0iQ9UBKYteXZGRwlz5IptrDpmqIsaZ03v95TNNAympr3sDSZjVp3KiahiRjWmqy1hzSCkVzJ16H-VtCtj9jFycFJFqjFSq_uohueAxocIl-SDu3SfHvXLCMt4iWLcp2zZw/s1600/Yuri-Gagarin-astro_1869779i.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihGr6KD_c_Kv0iQ9UBKYteXZGRwlz5IptrDpmqIsaZ03v95TNNAympr3sDSZjVp3KiahiRjWmqy1hzSCkVzJ16H-VtCtj9jFycFJFqjFSq_uohueAxocIl-SDu3SfHvXLCMt4iWLcp2zZw/s1600/Yuri-Gagarin-astro_1869779i.jpg" height="313" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<pre><span style="font-size: large;">o łazarzu latającym</span>
wśród przewodów leżących na hałdach
w składzie węgla, na biegnącym przez las
nasypie kolejki wąskotorowej - może
tam. (jeszcze wędrują tam zmarli,
a oni zawsze mieli więcej imion,
niż mogli unieść, niż mogliśmy
dać.) odpoczywając od ziemi,
zawsze się ją wezwie. nawóz rzucony
na pola, gdzie sterczały trzciny -
niechciany okruch kości czy implantu,
który znaliśmy już - już przybywało
ciała nie mniej niż utraty. zobaczysz:
łazarz żyje. przebywa w powietrzu.
liczy je - przewrócony,
z bryłą prochu w ustach. tam
go całuj</pre>
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|R. Honet, <i>świat był mój</i>, Wrocław 2014, s. 33.|</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-52820453855904439202014-05-08T14:51:00.001+02:002014-05-08T14:51:37.247+02:00Roman Honet "zimowe porządki"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhc_vCME0O-GEIOsprLOLEOx9P-K4rbPED5kvhMKQxU5mhF8psYNx4IovO0M_9cPcdPKcn4NCvH7bv9RE9BT6CqJKmwQ-RtaKWcgUp2afsJ1KXP_SZDUC7dy49e3GPUdlMP6nYXlYFQPjvZ/s1600/winter+death+the+last+winter.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhc_vCME0O-GEIOsprLOLEOx9P-K4rbPED5kvhMKQxU5mhF8psYNx4IovO0M_9cPcdPKcn4NCvH7bv9RE9BT6CqJKmwQ-RtaKWcgUp2afsJ1KXP_SZDUC7dy49e3GPUdlMP6nYXlYFQPjvZ/s1600/winter+death+the+last+winter.jpg" height="265" width="400" /></a></div>
<br />
I tak to już jest z Honetem. Otwierasz jego nową książkę na pierwszym wierszu i od razu dostajesz prosto w twarz!<br />
<br />
<br />
<pre><span style="font-size: large;">zimowe porządki</span>
zmarły to ciało, w które wchodzi
bóg, żeby się przespać. otacza go
mroźna, grudniowa noc, owija
pociąg zatrzymany w polu, kobiety
z latarkami na czołach - małe
kwadraty z mosiądzu i szkła, trzęsące się,
jak gdyby miały w środku ważkę
lub nasienie. przez mrok
przechodzą naraz - modlitwy i wycie, diakoni
z seminarium niosą respirator
i biblię. i talerz, i łyżkę,
i gąbkę. nigdy się nie dowiedzą - zmarły to ciało,
które jest już czyste. po bogu sprząta
ziemia, od tego ją ma</pre>
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|R. Honet, <i>świat był mój</i>, Wrocław 2014, s. 5.|</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-29771936025818552302014-04-22T17:41:00.002+02:002014-04-22T17:47:36.302+02:00Peter Gizzi "Zwykła piosenka"<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhfz46awil-q8LwIbNndSM1X_yGeJi__LFs69FPcjqkh6rkSS2GgDCf0wfc_XOIfQgAlaPAE7VQiby0hHLG106oZidOS6Nn_PJLDxcdXpDMSSEjKijluhrfDhLihUkJz5ptwjIjN-9FRC0/s1600/the-letter-juan-gris.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhfz46awil-q8LwIbNndSM1X_yGeJi__LFs69FPcjqkh6rkSS2GgDCf0wfc_XOIfQgAlaPAE7VQiby0hHLG106oZidOS6Nn_PJLDxcdXpDMSSEjKijluhrfDhLihUkJz5ptwjIjN-9FRC0/s1600/the-letter-juan-gris.jpg" height="400" width="315" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Juan Gris T<i>he letter</i></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Piękną rzecz nam sprezentował <a href="http://www.instytutmikolowski.pl/">Instytut Mikołowski</a>. W zeszłym roku ukazał się zbiór wierszy Petera Gizziego, który jakimś cudem przegapiłem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gizzi był zdecydowanie najciekawszym poetą prezentowanym kilka lat temu w <a href="http://sfereo.blogspot.com/2011/02/peter-gizzi-u-ziemi.html">"Literaturze na Świecie" w jej antologii nowej poezji amerykańskiej (nr 11-12/2010)</a>. Dlatego gorąco polecam. Zresztą posłuchajcie tych wspaniałych fraz:
</div>
<br />
<br />
<pre><span style="font-size: large;">Zwykła piosenka</span>
Jedni mówią że dziecko płacze nad całym życiem które je czeka
jedni mówią że liście są zielone bo nieźle to wygląda na niebieskim tle
jedni mówią że trawa się kołysze ponieważ słyszy instrumenty ziemi
jedni mówią że urodziliśmy się po to żeby płakać
•
Jedni mówią że słońce raz do roku się przybliża bo chce być niedaleko nas
jedni mówią że wody się podnoszą żeby mu wybiec na przeciw
inni mówią że to księżyc jest naszą matką, ma mére
•
Jedni mówią że ptaki nad głową to kaligrafia: każde dziecko uczy się
słownictwa w domu"
jedni mówią że ziemia oraz język są ojcem
jedni mówią że ta ziemia nie jest nasza
jedni mówią że z czasem się podniesiemy żeby jej wybiec naprzeciw
•
Jedni mówią że istnieją te trzciny te dopływy te gęsi i to sitowie
•
Jedni mówią że pieśń gołębicy jest symbolem myśli
jedni mówią że piorun jedni że elektryczne światło jedni mówią że
rodzeństwo jest
•
Jedni mówią że prąd w ścianie to grunt
jedni mówią że na ciele system nerwowy się nie kończy
jedni mówią że to ciało się nie kończy
•
Jedni mówią że piękno to czyjeś widzimisię jedni że w jedni piękna
co nieco jest nasze jedni mówią że piękna nie ma jedni że prawdy
•
Jedni mówią że grunt stabilny jest
inni że ziemia jest okrągła
dla jednych to byle kamień
ja mówię że ziemia jest porowata i przewracamy się co rusz
•
Jedni mówią że pierścienie światła jedni mówią światło to fala
jedni mówią że ono ma swój ciężar lub też że nie jest bez wagi
•
Jedni mówią wszystkie z tych rzeczy jedni zaś nie mówią
jedni mówią że żywot pszczelarza to nie dla nich
jedni mówią że wyłącznie żywot pszczelarza jest dla nich
jedni mówią proste rzeczy że są same tylko proste rzeczy
•
Jedni mówią "po bożemu", jedni że "ujdzie
jedni mówią że owszem potrzebujemy jakichś form
jedni mówią że formy to rzeczy proste jedni mówią że niebo jest formą
czegoś co jest proste
•
Jedni mówią molekularna jedni otwarta inni porowata jedni niebieska
jedni mówią miłość jedni światło jedni ciemność jedni niebo</pre>
<br />
<br />
przeł. A. Sosnowski
<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|P. Gizzi, <i>Imitacja życia i inne wiersze</i>, przeł. K. Bartczak, A. Sosnowski, Mikołów 2013, s. 26-27.|</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-69518336918396212292014-04-11T18:14:00.001+02:002014-04-11T18:18:51.886+02:00Marianne Moore "Do ślimaka"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcQm4fFvToi7wxbWoD_Ow-haQ6S3Ak-8KnldsVeV7oMcF2ZJYK5BbVb8t-lJBewwcapcQi0C3SauacW4KeBlMSe5PHNVTtKVEl9tKZU7zZIiLbefCJ_uQxs9xj9OSGBgrOyGrQslMTWDiZ/s1600/tumblr_kxhylcdnBE1qzhl9eo1_500.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcQm4fFvToi7wxbWoD_Ow-haQ6S3Ak-8KnldsVeV7oMcF2ZJYK5BbVb8t-lJBewwcapcQi0C3SauacW4KeBlMSe5PHNVTtKVEl9tKZU7zZIiLbefCJ_uQxs9xj9OSGBgrOyGrQslMTWDiZ/s1600/tumblr_kxhylcdnBE1qzhl9eo1_500.jpg" height="400" width="312" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak już zauważyliście, na Sfereo trwa tydzień z Elizabeth Bishop. Dziś tylko pozornie odskakujemy prezentując wiersz <b>Marianne Moore</b> (1887-1922), bowiem ta amerykańska poetka była dla naszej bohaterki "starszą przyjaciółką, literacką mentorką i w pewnym sensie duchową opiekunką". Zrobiła na Bishop nie tylko wrażenie swoją poezją, ale i ekscentrycznością. Jak pisze Barańczak: "Komiczna sprzeczność między staroświeckim i jak gdyby demonstracyjnie staropanieńskim strojem, ową legendarną czarną peleryną i takimż kapeluszem o szerokim rondzie (Moore nigdy nie wyszła za mąż; mieszkała w Brooklynie wraz z sędziwą i nękaną chorobami i apodyktyczną matką, którą się opiekowała), a faktem, że osoba tak ubrana jest czołową postacią amerykańskiej awangardy i redaktorką głośnego pisma ‹‹The Dial›› - w oczach Elizabeth dodawała tylko jej mistrzyni niepowtarzalnego uroku".</div>
<br />
<br />
<pre><span style="font-size: large;">DO ŚLIMAKA </span>
Jeżeli "zwięzłość stanowi o wdzięku stylu",
nie brak ci jej. Kurczliwość jest zaletą,
podobnie jak zaletą jest skromność.
W stylu cenimy
nie nagromadzenie szczegółów,
które mogłyby go przyozdobić,
i nie przypadkową udatność,
jaka towarzyszy rzeczy dobrze powiedzianej,
ale ukrytą zasadę:
w braku stóp - "metoda wnioskowania",
"znajomość zasad"
w ciekawym zjawisku twojego potylicznego rogu</pre>
<br />
<br />
przeł. J. Hartwig
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|M. Moore, <i>Wiersze wybrane</i>, przeł. J. Hartwig, L. Marjańska, Warszawa 1980, 104.|</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-21635256643000309902014-04-10T13:32:00.003+02:002015-01-10T11:52:32.561+01:00Elizabeth Bishop "Casabianca"<div style="text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="360" src="//www.youtube.com/embed/rfKJ_0h9fzM" width="480"></iframe>
</div>
<br />
Wiersz Elizabeth Bishop <i>Casabianca</i> nawiązuje do utworu Felicii Hemans pod tym samym tytułem, który opiewa Louisa de Casabianca, bohatersko zmarłego dowódcę jednego z francuskich okrętów biorących udział w bitwie morskiej w zatoce Abukir.
<br />
<br />
<br />
<pre><span style="font-size: large;">Casabianca</span>
Miłość to chłopiec, co na płonącym pokładzie stał
i usiłował recytować: "Chłopiec stał na tym
płonącym pokładzie". Miłość to syn
co stał i się jąkał
kiedy biedna łódź w ogniu szła na dno.
Miłość to zawzięty chłopiec, łódź,
nawet płynący żeglarze, którzy na
szkolną katedrę by chcieli, ba,
lub pretekstu, aby stać
na pokładzie. I miłość to chłopiec, co pali się.</pre>
<br />
<br />
przeł. D. BujnoEpidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-22611824571090340602014-04-08T16:17:00.001+02:002014-04-08T16:17:35.772+02:00Elizabeth Bishop "Ponad 2000 ilustracji i kompletny skorowidz"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiy1F_iE-xpsa4k5eLC_cKDEMq_egDrCSWTpCtAyJ1InZWS3x_d8d7yUGXwx5EtwkF2J3zm_oOEJEc0jReXcZIayDm-oAOxKJ9PX8VayJxOISOkmnr1KjDZtec8a2G6ebi4tSdng3VXfnTA/s1600/1-holding-elizabethbishop_181856363771.jpg_gallery_max.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiy1F_iE-xpsa4k5eLC_cKDEMq_egDrCSWTpCtAyJ1InZWS3x_d8d7yUGXwx5EtwkF2J3zm_oOEJEc0jReXcZIayDm-oAOxKJ9PX8VayJxOISOkmnr1KjDZtec8a2G6ebi4tSdng3VXfnTA/s1600/1-holding-elizabethbishop_181856363771.jpg_gallery_max.jpg" height="295" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Znana anegdota. W Nowym Jorku w 1997 roku odbyła się gala poetycka, w której uczestniczyło bardzo wielu znanych poetów i poetek. Czytali oni swoje ulubione wiersze z antologii arcydzieł poezji języka angielskiego. Każdy mógł wybrać tylko jeden utwór. <a href="http://john%20ashbery/">John Ashbery</a>, dziś chyba najbardziej ceniony z żyjących poetów amerykańskich, czytał <i>Over 2,000 Illustrations and a Complete Concordance</i> Elizabeth Bishop. Przy pierwszych słowach trzeciej części zaczął płakać.
</div>
<br />
<br />
<pre><span style="font-size: large;">Ponad 2000 ilustracji i kompletny skorowidz</span>
Takie powinny być nasze podróże:
serio, godne grawiury.
Siedem Cudów Świata wygląda marnie
i cokolwiek swojsko, lecz te inne sceny,
niezliczone, choć równie smutne i martwe,
są obce. Często Arab siedzący w kucki
lub grupka Arabów - najpewniej knujący
spisek przeciw naszemu Chrześcijaństwu,
kiedy inny, z boku, wyprostowaną ręką i dłonią
wskazuje ten Grób, tę Jamę, ten Grobowiec.
Gałęzie daktylowych palm przypominają pilniki.
Brukowany dziedziniec, gdzie jest wyschła Studnia,
wygląda jak diagram, murowane wodociągi
są wymownie puste, ludzka sylwetka
ginie na horyzoncie historii czy teologii
razem ze swym wielbłądem albo wiernym koniem.
Zawsze ta cisza, ten gest, punkciki ptaków
na niewidzialnych nitkach ponad Miejscem,
albo dym solennie ciągnie w górę, też na nitce.
I naturalnie cała stronica lub strona złożona
ze scen w prostokątach biegnących diagonalnie
albo w kółkach na tle szarych kropek,
naturalnie ozdobny owal bezlitosny,
wciągnięty w sploty figuralnego inicjału -
pod dłuższym spojrzeniem idą wyraźnie w rozsypkę.
Oko jak ciężarek spada w głąb przez linie
wykreślone przez rylec, roztargnione linie
jak zmarszczki na piasku,
centryfugi burz, odcisk bożego palca pod lupą,
na końcu boleśnie rozjarzone
wilgotną, pryzmatyczną bielą i błękitem.
Przy wejściu w cieśninę pod St. Johns
wzruszające beczenie kóz doszło na pokład statku.
Na chwilę się pokazały, rude, skaczące po skałach
w trawach skąpanych we mgle i żółtych narcyzach.
A pod Św. Piotrem wiał wiatr i słońce świeciło w amoku.
Z werwą, poczuciem celu kler maszerował rzędami,
rysując sieć czarnych linii na placu, jak mrówki.
W Meksyku martwy człowiek leżał
pod niebieską arkadą; martwe wulkany
skrzyły się jak wielkanocne lilie.
Szafa bez przerwy grała „Ay, Jalisco!”
A w Volubilis były piękne maki
rozsadzające mozaiki; tłusty cicerone puszczał oczko.
W porcie Dingle na przeciąg złotego wieczoru
gnijące krypy wystawiły swój przemokły plusz.
Angielka lała herbatę, informując,
że księżna spodziewa się dziecka.
A w burdelach Marrakeszu
małe, dziobate prostytutki
przynosiły tace z herbatą na głowach
i pokazywały taniec brzucha, przypadając
do naszych kolan, nagie i rozchichotane,
prosząc o papierosa. To gdzieś w tamtej okolicy
widziałam coś, co wystraszyło mnie najbardziej :
Grób święty, z wyglądu nieszczególnie święty,
jeden z wielu pod stromym, kamiennym baldachimem
otwartym jak dziurka od klucza na wiatr różowej pustyni.
Otwarty, zapiaszczony, marmurowy żłób, pokryty
rytymi egzortami, pożółkły
jak sztachety krowich zębów;
w połowie wypełniony pyłem, już nawet nie pyłem
po biednym pogańskim proroku, który zmarł.
Khadour w swoim ładnym burnusie patrzył się figlarnie.
Wszystko tylko złączone właśnie „i" i „a”.
Otwórz księgę. (Pozłota schodzi z krawędzi
stron i zapylają się opuszki palców.)
Otwórz ciężką księgę. Czemu nam umknęło
to stare Narodzenie, gdy można było oglądać? -
uchylony mrok i skały tryskające światłem,
nieporuszony i niespieszny płomień,
bezbarwny, bez iskier, spokojnie sycący się słomą,
a w głębi uśpioną rodzinę pośród miłych zwierząt -
i w oniemieniu patrzeć, wypatrując niemowlęcy wzrok.</pre>
<br />
<br />
przeł. A. Sosnowski
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|LnŚ 2000, nr 12|</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-51026061867796786412014-04-06T13:20:00.001+02:002014-04-06T13:22:32.166+02:00Elizabeth Bishop "Ta jedna sztuka"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglE6j-ynyVffJQ3579xw9VShZtL4rDaSTAhFuC4AmeczI8dsYQeQiblWVprorlOsGrdqJZGna522cvQZXS_HM3z7m1qV3MnhyV1bcjed6yadV5GzooESWL1stnIU6CUxfm8ApqwNjjRFkh/s1600/Bishop-Elizabeth-c-Alice-Helen-Methfessel-courtesy-of-Frank-Bidart.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglE6j-ynyVffJQ3579xw9VShZtL4rDaSTAhFuC4AmeczI8dsYQeQiblWVprorlOsGrdqJZGna522cvQZXS_HM3z7m1qV3MnhyV1bcjed6yadV5GzooESWL1stnIU6CUxfm8ApqwNjjRFkh/s1600/Bishop-Elizabeth-c-Alice-Helen-Methfessel-courtesy-of-Frank-Bidart.jpg" height="400" width="321" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
Wspaniała vilanella (org. <i>One Art</i>) z ostatniego zbioru Elizabeth Bishop, <i>Geography III</i> (1976).
<br />
<br />
<br />
<pre>TA JEDNA SZTUKA
W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy;
tak wiele rzeczy budzi w nas zaraz przeczucie
straty, że kiedy się je traci – nie ma sprawy.
Trać co dzień coś nowego. Przyjmuj bez obawy
straconą szansę, upływ chwil, zgubione klucze.
W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy.
Trać rozleglej, trać szybciej, ćwicz – wejdzie ci w nawyk
utrata miejsc, nazw, schronień, dokąd chciałeś uciec
lub chociażby się wybrać. Praktykuj te sprawy.
Przepadł mi gdzieś zegarek po matce. Jaskrawy
blask dawnych domów? Dzisiaj – blady cień, ukłucie
w sercu. W sztuce tracenia łatwo dojść do wprawy.
Straciłam dwa najdroższe miasta – ba, dzierżawy
ogromniejsze: dwie rzeki, kontynent. Nie wrócę
do nich już nigdy, ale trudno. Nie ma sprawy.
Nawet gdy stracę ciebie (ten gest, śmiech chropawy,
który kocham), nie będzie w tym kłamstwa. Tak, w sztuce
tracenia nie jest wcale trudno dojść do wprawy;
tak, straty to nie takie znów (<i>Pisz!</i>) straszne sprawy.</pre>
<br />
<br />
przeł. S. Barańczak<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|S.Barańczak, Od Walta Whitmana do Boba Dylana. Antologia poezji amerykańskiej, Kraków 1998, 185.|
|</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-82196534490459757662014-04-02T13:30:00.002+02:002014-04-02T16:32:17.261+02:00W. H. Auden "Piosenka"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhaxdwVz-dETcuBtCOSdDzqom1AlvHenq4DYaq-wuNLnVJW-sx9YVjPxIMulUomSgwBtrv3sy4FsqmMexSTn3OvKKYlaa1EmA6h-4obT1FYcWB5rLkmpZXVEhtEt6_UsgVBL7Dh8i5iA1-S/s1600/tumblr_n1dbujuXQL1qlc0voo1_1280.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhaxdwVz-dETcuBtCOSdDzqom1AlvHenq4DYaq-wuNLnVJW-sx9YVjPxIMulUomSgwBtrv3sy4FsqmMexSTn3OvKKYlaa1EmA6h-4obT1FYcWB5rLkmpZXVEhtEt6_UsgVBL7Dh8i5iA1-S/s1600/tumblr_n1dbujuXQL1qlc0voo1_1280.jpg" height="275" width="400" /></a></div>
<br />
Auden w interpretacji Barańczaka:<br />
<br />
<br />
<pre>PIOSENKA
- Dokąd? - ten, co się strat strzegł, wołał temu, co w świat szedł -
Niech cię Bóg ma w opiece, kiedy piece zapłoną,
Tam w dolinie śmietnisko snuje smrodu sieć niską,
A kto wytrwa - ta wyrwa wnet go wchłonie jak łono!
- Czy ty wiesz - ten, co martwiał, pytał tego, co fart miał -
Że zmierzch zmiesza ci kroki w czas przepastnej przeprawy,
Choćbyś stąpał starannie, pod podeszwą nie granie
Granitowe czuć będziesz lecz nietrafny trakt trawy?
- Co to? ptak? - ten, co tchórzył, temu rzekł, co w rytm tchu żył -
Kształt, co skrył się w splątaniu plam platanów za tobą -
Czy jest zwidem, co zwinnie, bez wahania wychynie?
A ta skaza na skórze - horrendalną chorobą?
- Byle gdzie! - ten, co w świat szedł, temu rzekł, co się strat strzegł,
- A ty - nic! - ten, co fart miał, odparł temu, co martwiał,
- Twoją! - ten, co w rytm tchu żył, rzucił temu, co tchórzył,
Gdy ich wszystkich, gdy wszystkich ich zostawił za sobą.</pre>
<br />
<br />
przeł. S. Barańczak
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|W. H. Auden, <i>Piosenka</i>, w: <i>Od Chaucera do Larkina. 400 nieśmiertelnych wierszy 125 poetów anglojęzycznych z 8 stuleci</i>, oprac. S. Barańczak, Kraków 1993, s. 481-482.|
</span><br />
<br />
<br />
I oryginał:
<br />
<br />
<br />
<pre>"O where are you going?" said reader to rider,
"That valley is fatal when furnaces burn,
Yonder's the midden whose odours will madden,
That gap is the grave where the tall return."
"O do you imagine," said fearer to farer,
"That dusk will delay on your path to the pass,
Your diligent looking discover the lacking
Your footsteps feel from granite to grass?"
"O what was that bird," said horror to hearer,
"Did you see that shape in the twisted trees?
Behind you swiftly the figure comes softly,
The spot on your skin is a shocking disease."
"Out of this house," said rider to reader,
"Yours never will," said farer to fearer,
"They're looking for you," said hearer to horror,
As he left them there, as he left them there.</pre>
Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-82460435650954119722014-03-01T15:32:00.001+01:002014-03-01T15:32:22.570+01:00Frank O'Hara "Na otwartej autostradzie"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjOgLuJUDRwul3kbPYdna5xCY27Qw8wrtZ1fcNZxTB8aRdygZQ0NZNeyjBQEuv0TFXHlVrZ6rNr1JIav-cNggXBu3D7D_SsihxdfkCUr_DR9bN5kqHJ5tpEpPwKb8AYbRfg431fwrBCEuS/s1600/Matthew-Cusick_207_905.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjOgLuJUDRwul3kbPYdna5xCY27Qw8wrtZ1fcNZxTB8aRdygZQ0NZNeyjBQEuv0TFXHlVrZ6rNr1JIav-cNggXBu3D7D_SsihxdfkCUr_DR9bN5kqHJ5tpEpPwKb8AYbRfg431fwrBCEuS/s1600/Matthew-Cusick_207_905.jpg" height="302" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<pre><span style="font-size: large;">[Na otwartej autostradzie]</span>
Na otwartej autostradzie
gdzie śmierć ochoczo pędzi
w świetle słońca a o czwartej olbrzymie przęsła
rzucają cienie swych łuków
na przystań dowiaduję się
o niewierności Portorykańczyków
i podłości Żydów
z ust irlandzkiego taksówkarza
to dobrze że jest nas tak wiele rodzajów
w ten sposób śmierć będzie miała wybór
a może nawet będzie wolała
tego co rzuca pierwszy cień dnia
na tych którzy próbują dożyć zmierzchu
[1 stycznia 1960]</pre>
<br />
<br />
przeł. Piotr Sommer
<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|F. O'Hara, <i>Na otwartej autostradzie</i>, w: P. Sommer, <i>O krok od nich. Przekłady z poetów amerykańskich</i>, Wrocław 2006, s. 320|</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-33107084152544699302014-02-21T16:48:00.001+01:002014-02-21T16:52:18.535+01:00Andrzej Sosnowski "Szerokość poetycka zero"<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivu0Xtljq8UJm7FhdmOtxNM0-bMYRDeW-6Qu2mc9RHIcd6tlD41eI7ytbB-MDuUYu0MaJgwi7k7aFansjuJclwymJQVnXvKvxcCyAqweQco_QX5Z-OZVB-wXOsBAySrb7z6czi0yQaScv6/s1600/szer_zero.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivu0Xtljq8UJm7FhdmOtxNM0-bMYRDeW-6Qu2mc9RHIcd6tlD41eI7ytbB-MDuUYu0MaJgwi7k7aFansjuJclwymJQVnXvKvxcCyAqweQco_QX5Z-OZVB-wXOsBAySrb7z6czi0yQaScv6/s1600/szer_zero.gif" height="311" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
Z szerokościami geograficznymi u Sosnowskiego było tak, że najpierw dostaliśmy konkrety. Korea z jego debiutu (<i>Życie na Korei</i>, 1992) to osiedle przy ulicy Domaniewskiej w Warszawie, gdzie poeta zamieszkał w połowie lat 80. W samych wierszach z tego tomu ponadto bez trudności możemy rozpoznać ogródki działkowe na ul. Niepodległości, Biebrzę, rezerwat przyrody Czerwone Bagno, czy nadnarwiańskie łąki. A później Sosnowski wyjechał do Ameryki (biograficznie i bibliograficznie, bo tam napisał <i>Nouvelles impressions d’Amerique</i>, 1994) i kiedy wrócił to wylądował niby na Helu (tomik <i>Sezon na Helu</i>, 1994), ale tak naprawdę pod <i>szerokością poetycką zero</i>. Bo od tej pory wszystko zaczęło się u niego gmatwać, i te wiersze, ich język, dla niektórych nie do przejścia, i przestrzenie, bowiem później były już tylko jakieś stancje, taksówki, w końcu podróż po grzbiecie tęczy, która ostatecznie zamarzła i się rozpadła. I tak to jest z tym Sosnowskim.
</div>
<br />
<br />
<pre><span style="font-size: large;">Szerokość poetycka zero</span>
Może właśnie takim ktoś cię pokocha,
zawiesił głos w tunelu. Lecz myśl
pomknęła górą przez hałas rozjazdów
a nasze ciała powlókł skafander
snu, nabraliśmy szybkości i serce
zakołysało się w gardle jak łza
gdy nastawnie, hangary, neony,
krwotok detali w pociemniałych oczach
błyskał za nami jak warkocz komety -
jakiś bóg tam pracował po wszystkich godzinach.
- To książki palą się w rękach - krzyknął X, a
ja: - Czy ktoś poprosi mnie jeszcze o przedmowę
do książki telefonicznej tego miasta? - A Z: -
Prędzej o posłowie. - I nikt nie odnajdzie
pod tą szerokością nas lekkich niczym
pośpiech światła w tunelu, owal
lampki na jego bezimiennym grobie?
Na końcu światła jest tunel.</pre>
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|A. Sosnowski, <i>Pozytywki i marienbadki</i>, Wrocław 2009, s. 145.|</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-62947778096377396062014-02-20T16:24:00.002+01:002014-02-20T16:32:16.394+01:00Jarosław Iwaszkiewicz "Mapa pogody: Stronami deszcze..."<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWIrttDyQlgYR64dzASziQGcpdDqMDUYAT70YNxfK9OWF8HHNKVU-gj782EL8mQE3kaQ8pFlP33z5aWqfEXhQ3MjTH11vcqNqt3Rey0MYgM5mk7yzkBbo7KVlDJD3DqYVjb_ztMvTGT4l6/s1600/the_cape_fb.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWIrttDyQlgYR64dzASziQGcpdDqMDUYAT70YNxfK9OWF8HHNKVU-gj782EL8mQE3kaQ8pFlP33z5aWqfEXhQ3MjTH11vcqNqt3Rey0MYgM5mk7yzkBbo7KVlDJD3DqYVjb_ztMvTGT4l6/s1600/the_cape_fb.jpg" height="282" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: xx-small;">Andrea Kowch, <i>The Cape</i></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
120 lat temu urodził się Jarosław Iwaszkiewicz. Z tej okazji fragment <i>Mapy pogody</i>:
<br />
<br />
<br />
<pre><span style="font-size: large;">7</span>
<i>...stronami deszcz, stronami pogoda...</i>
(ze starego kalendarza)
Stronami deszcze stronami pogoda
stronami czarno stronami zielono
stronami stepy a stronami woda
może różowo może purpurowo.
Stronami choro a stronami zdrowo
stronami śmiesznie do łez czasem śmiesznie
czasami pod nogami a czasem nad głową
czasem na Marszałkowskiej a czasem na Lesznie.
Czasami w twoim ręku czasem w moim słowie
czasami na Stawisku czasem na Sycylii
czasem na ciemnej stronie lub w jasnej połowie
czasem wszystkich oszuka najczęściej nikogo nie zmyli.</pre>
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|J. Iwaszkiewicz, <i>Mapa pogody</i>, Warszawa 1980, s. 81.|
</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-66767392837508909092014-02-17T10:54:00.002+01:002014-02-17T10:57:29.436+01:00e. e. cummings "gdzieś, gdziem nigdy nie dotarł, w szczęśliwie odległym"<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="315" src="//www.youtube.com/embed/ieoFkuu_aNM" width="560"></iframe>
<br />
<pre>gdzieś, gdziem nigdy nie dotarł, w szczęśliwie odległym
od wszelkich doznań miejscu, trwa cisza twych oczu:
w najkruchszym z twoich gestów jest coś, co mnie otacza,
czego dotknąć nie mogę, bowiem jest za blisko
najlżejsze z twoich spojrzeń łatwo mnie otworzy,
chociaż zamknąłem się jak palce zwarte w pięść,
płatek po płatku rozwierasz mnie zawsze jak Wiosna
co (z tajemniczą wprawą) rozwiera swą pierwszą różę
a jeśli zechcesz zamknąć mnie, ja wraz ze swoim
życiem zatrzasnę się przepięknie i gwałtownie,
jak gdyby kwiat w swym wnętrzu wyobraził sobie
śnieg, który skrzętnie sypie wszędzie wokół;
żadna z rzeczy widzialnych nie zdoła dorównać
mocy twej natężonej kruchości: jej tkanki
zniewalają mnie barwą swoich krain, każde
tchnienie wydając z siebie na śmierć i na zawsze
(nie wiem, co ty masz w sobie, co tak wszystko w krąg
otwiera i zamyka; tylko coś we mnie mi wróży,
że głos twych oczu głębszy jest niż wszystkie róże)
i nikt, nawet deszcz, nie ma takich drobnych rąk</pre>
<br />
<br />
przeł. Stanisław Barańczak
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|e. e. cummings, <i>150 wierszy</i>, Kraków 1994, s. 151.|</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-53405045845015289432014-02-05T12:10:00.000+01:002014-02-05T12:10:16.431+01:00Miłosz Biedrzycki "Nadzieje związane z mikrokredytami..."<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgd7vJACD6Sr0X4gol1E1GQQtINOiT-dth5peQZWUUQcpIZItFgyUEClXdvp2bCAoFNeJA_fsHxLGoEN3aVQk46g8AomvIVV1CKinVQTPMvhHFOoUi-g1eWGD2nTnIyN2TvJMSOd1l96vHC/s1600/tumblr_mutk6.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgd7vJACD6Sr0X4gol1E1GQQtINOiT-dth5peQZWUUQcpIZItFgyUEClXdvp2bCAoFNeJA_fsHxLGoEN3aVQk46g8AomvIVV1CKinVQTPMvhHFOoUi-g1eWGD2nTnIyN2TvJMSOd1l96vHC/s1600/tumblr_mutk6.png" height="397" width="400" /></a></div>
<br />
I jeszcze jeden wiersz MLB z tomiku <i>Porumb</i>:
<br />
<br />
<br />
<pre><b>Nadzieje związane z mikrokredytami
jako narzędziem polityki rozwojowej</b>
Ugina się asfalt w upale. Migocą
prężne uda na rowerach. Na chodnikach,
o włos. Liście z górnych gałęzi drzew
puszczają zajączki na szorstkie trawniki.
Słowa nie popchną dziś rzeczy ani odrobinę.
Atomy rozedrgały się i nie ustoją w miejscu.
Z niezmąconym entuzjazmem trzy kaczki
wskakują na zielony kożuch z rzęsy,
wybiegają z powrotem na brzeg. I znowu.
Drobiny wody wokół fontanny
zagarniają kawałki światła i unoszą je.
Niekończący się korowód mikroplanet tęczy.
Chóry hadronów leptonów, rozpylonych w powietrzu,
dziś unisono. Odrzuć kule i idź.
Odrzuć prawą kulę, ulubionego boga, i idź.
Odrzuć lewą kulę, dobranego towarzystwa.
Odrzuć kulę ulubionej idei, nawet gdyby miał nią być
brak idei. I idź. Piękna wmieszanego w dzień
nie braknie. Idź. Jeszcze doczekasz się
orzeźwienia, dopełnienia twardych świateł cieniem*.
* Pyszczki piersi wyciągną się do pieszczących dłoni.</pre>
<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|M. Biedrzycki, <i>Porumb</i>, Poznań 2013, s. 33.|</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-63096514567036647672014-02-04T12:32:00.001+01:002014-02-04T12:32:34.460+01:00Miłosz Biedrzycki "Porumbescu szoruje"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7Oi98r06LloEmyXO1lQgnq5ODZawT21epC1USVMMo1Tjr7X4gtZRpqHQKGReI-oRxN501SzfEzlMBgzkEae4aPaGSNSZEFpDeNBy9f2RZHFlVKTpi4S0H7ANG2r0XzGGwg8huMPfXA2Vk/s1600/SetWidth1024-KIEFER01.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7Oi98r06LloEmyXO1lQgnq5ODZawT21epC1USVMMo1Tjr7X4gtZRpqHQKGReI-oRxN501SzfEzlMBgzkEae4aPaGSNSZEFpDeNBy9f2RZHFlVKTpi4S0H7ANG2r0XzGGwg8huMPfXA2Vk/s1600/SetWidth1024-KIEFER01.jpg" height="265" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: xx-small;">Anselm Kiefer, instalacja <i>The Seven Heavenly Palaces</i></span></div>
<br />
Nowy tom MLB zatytułowany<i> Porumb</i> (WBPiCAK, 2013). Jeden z cyklu wierszy, którego bohaterem jest poeta Porumbescu.
<br />
<br />
<br />
<pre><b>Porumbescu szoruje</b>
Bo ja się jaram pustką, Miłosz, zawsze
się jarałem. Jako chyba jedyny na podwórku.
Pustka jako nieograniczona pełnia możliwości.
Zacumować ustami przy złotych brzegach pustki,
dać nurka. Dobrze, że pustka mieszka na parterze.
Inaczej skręcałbym sobie kark za każdym razem,
kiedy wpadam w ekstazę i w nieunikniony sposób
wypadam przez okno. Tak, to tylko szoruję beton.</pre>
<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|M. Biedrzycki, <i>Porumb</i>, Poznań 2013, s. 55.|</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-25664203148424249762014-01-24T17:30:00.000+01:002014-01-24T17:32:41.367+01:00Konrad Góra "Trzy puste wiersze"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiH0CpxLLksuuUDZKu1Abe7BnNGeoIQGciJT0NRC696BhTp56Azikr3GQaTsB9XHtTzhTBJs0o5sMhBQLthohQKkjWhlAmov3azZN-SiF_JplDB6N5h00KH3bopDeAZCsX8iVHNzfjp-IhR/s1600/gora1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiH0CpxLLksuuUDZKu1Abe7BnNGeoIQGciJT0NRC696BhTp56Azikr3GQaTsB9XHtTzhTBJs0o5sMhBQLthohQKkjWhlAmov3azZN-SiF_JplDB6N5h00KH3bopDeAZCsX8iVHNzfjp-IhR/s1600/gora1.jpg" height="400" width="400" /></a></div>
<br />
<b><a href="http://www.youtube.com/watch?v=iWwHFO-VjMI">Konrad Góra</a></b> (ur. 1978), tomik <i>Pokój widzeń</i> (WBPiCAK, 2011).
<br />
<br />
<br />
<pre><b>Trzy puste wiersze
Śmierć</b>
Że się przepisze na drugą stronę światła,
na których stoją kierowcy śmieciarek i
bez tego ślepi? Że się obróci nominał
w kruszec? Nie wiem. Mój narrator dokonał
samospalenia. Nagi, złuszczony, leży pode mną
jak swój cień, a ja znowu odpowiadam za niego.
<b>Ptactwo</b>
Pamiętasz piec kaszlący od framug i zwózkę
drewna na oczach piekieł? Bo nie pamiętasz. I nie ma
świadków, chyba że ptactwo twoich kominów:
gawron polaczek i kawka żydziak.
<b>Historia</b>
Sączyć jad, kształtować widmo.
Poić zgorzel w kośćcu żeber.
Tracić pamięć przez opór do dni.
Pobierać pamięć do oporu żeber.
Wypierać widmo, które niesie ulgę.
Wreszcie historia: trzy puste kubły.</pre>
<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|K. Góra, <i>Pokój widzeń</i>, Poznań 2011, s. 8.|</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2370074403701671753.post-17876247628298361412014-01-21T17:05:00.002+01:002014-01-21T17:05:27.896+01:00Miłosz Biedrzycki "3 x 4"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtUQN7pS41Dogv6QlLIjUGwGF-LLstYNypIlcjtId9r60eGOFPe03qQsSkEcYqdHWGgMMmOgtsycqFDKNDD4kssj26oeiT0TnmSSKOy3RcG17rEX9jLcKdiTXfHI5rlNTCxLCMfhA9JtRi/s1600/microscope-snow01.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtUQN7pS41Dogv6QlLIjUGwGF-LLstYNypIlcjtId9r60eGOFPe03qQsSkEcYqdHWGgMMmOgtsycqFDKNDD4kssj26oeiT0TnmSSKOy3RcG17rEX9jLcKdiTXfHI5rlNTCxLCMfhA9JtRi/s1600/microscope-snow01.jpg" height="297" width="400" /></a></div>
<pre>
</pre>
<pre>3 x 4
wrócił mróz i ściął kryształy na gałęziach.
teraz to są moje jedyne klejnoty.
brylantowe i srebrne ścieżki, lśniące kamienie,
jak w drogocennych weneckich drzewkach
tu, pod blokiem. kobieta i mężczyzna
szuflują świeży śnieg w oślepiającym
świetle odbitym od białej płaszczyzny.
dostały mi się klejnoty na gałęziach
ale każde świństwo, zaniedbanie, wszystkie
przeszłe szwindle mam już na twarzy
wyciśnięte buciorami w śniegu, nie wyszufluje
tego nikt.</pre>
<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">|M. Biedrzycki, <i>Życie równikowe</i>, Poznań 2010, s. 108|</span>Epidhttp://www.blogger.com/profile/01623486408382561856noreply@blogger.com0