* * * ja piszę wiersze ty piszesz wiersze on pisze wiersze wszyscy działamy dla wspólnego dobra w kraju zaczyna brakować papieru
|A. Makarow-Krotkow, ***, w: J. Czech, wdrapałem się na piedestał. nowa poezja rosyjska, Wołowiec 2013, s. 409.|
* * * ja piszę wiersze ty piszesz wiersze on pisze wiersze wszyscy działamy dla wspólnego dobra w kraju zaczyna brakować papieru
Scat
Mowa rodzinna niechaj będzie ostra,
żeby odkroić to, co niemożebne.
Czasami odjąć pysk lwa z twarzy osła,
Czasami wtańczyć się w karnawał zgrzebnie.
Pokroić zupę, żeby była postna.
Zaczekać, aż fajerwerk zblednie
I nikt nie doda sobie wzrostu,
depcząc kolegów. Nieprzyjemnie?
Mowa rodzinna niechaj będzie z ostu.
tak o tak
kiedy Bóg stworzył miłość nie pomógł większości
kiedy Bóg stworzył psy nie pomógł psom
kiedy Bóg stworzył rośliny nie wysilił się
kiedy Bóg stworzył nienawiść obdarzył nas produktem
powszechnego użytku
kiedy Bóg stworzył mnie stworzył mnie
kiedy Bóg stworzył małpę zdążył wcześniej zasnąć
kiedy Bóg stworzył żyrafę był pijany
kiedy stworzył narkotyki był na haju
kiedy stworzył samobójstwo miał doły
ale kiedy stworzył ciebie leżącą w łóżku
wiedział co robi
był pijany był na haju
w jednej chwili stworzył góry morze
i ogień
zrobił kilka błędów
ale kiedy stworzył ciebie leżącą w łóżku
musiał się spuścić na cały swój Święty Świat.
streszczenie
nie mam zamiaru mówić wierszem typu
pan cogito to pan cogito tamto
ani nawet zbiednieć tak jak zbiednieli
ci co pisali wiersze dla robotników
nie zależy mi na wdychaniu
smrodu holocaustu który nadal
unosi się w powietrzu tak naprawdę
chcę milczeć i wpatrywać się
w słońce uważnie i bez przerwy
tak żeby nie przegapić chwili
w której wygląda jak wrzos
ściśnięty twoimi udami
i za cholerę nie chce
skojarzyć się z czymś
ważniejszym
O rozczarowaniu
Gdy po pierwszych podróżach i pierwszych
rozczarowaniach wywołanych, jak sądziłem,
przez rozrośnięty ponad wszelką miarę przemysł
turystyczny donosiłem panu Orkuszowi
o prześwitującej spod wytartej podszewki
wszechświata banalności życia na Ziemi,
gdzie nawet najświętsze miejsca ludzkości
przekształcono w zestaw tandetnych dekoracji
ze sztuki przeznaczonej dla masowego
odbiorcy, tego Golema stworzonego przez
wykorzeniony z tradycji bezosobowy tłum,
co natychmiast podmywało półsenną codzienność
także rodzimych wiosek i miast, które wciąż
jeszcze z tamtych, ośmieszonych dziś centrów
kultury czerpały pożywne soki, pan Orkusz,
ku mojemu zaskoczeniu, jakby olśniony nowym
odkryciem i na krótką chwilę gwałtownie
rozbudzony, wypowiedział to od lat rozważane
zdanie, że nawet bez dawniejszego czaru świat
nie przestaje istnieć, owszem, jest intensywniej.
"Najważniejsze w jazzie jest coś, czego ludzie nie rozumieją, a mianowicie: w jazzie nie chodzi o to, co grasz, ale jak to grasz. Materiał jest nieważny, może pochodzić z różnych źródeł - z twojego umysłu, z twojej duszy i serca. Jeśli więc grasz jakąś piosenkę, jest ona częścią ciebie, częścią tej muzyki. Ale sam jazz jest pewną koncepcją. To nie tylko repertuar - to sposób działania, sposób myślenia."
Finalna refleksja i warzenie win pod nieobecność instancji odbywa się najpewniej w zaciszu pieleszy, na których ląduje ostrze szafotu wzniecając zmieć pierza, co tak lubimy w kinie familijnym, czereda rozbiega się w popłochu, ukochani wikłają się w pieszczotach, po długiej rozterce spowodowanej wojną, wrócili na stare śmieci, będą się grodzić, później idą napisy, ale nigdy nie dowiadujemy się, co też było dalej z historią kolejnych rozczarowań, gdyż arbitralny gest oszczędził nam uczucia nieprzyjemnego zawodu, jaki zawsze pojawia się w obcowaniu ze sztuką wyczerpującą nasze życie do cna, ono nigdy nie sięgało tych sznurówek, chlapa po wyjściu z kina, chlapa po wejściu do mieszkania, przemoczone drewniaki, jak inaczej o tym mówić, pochowane w nurcie zmierzchu cienie wołają cienie, do późna sterczę przed oknem, maluję wariantywną mapę mórz, topię kontynenty, zamyślam ciekawe rozwiązania dla półkul, zwracam się do siebie, oczy mam szkliste, ale nie wydaje mi się, żeby mogło w nich coś jeszcze się ronić.