niedziela, 28 listopada 2010

Bolesław Leśmian "W czas zmartwychwstania"

Jacek Malczewski, Zmartwychwstanie, olej na płótnie, 1900

W CZAS ZMARTWYCHWSTANIA


W czas zmartwychwstania Boża moc
Trafi na opór nagłych zdarzeń.
Nie wszystko stanie się w tę noc
Według niebieskich wyobrażeń.

Są takie gardła, których zew
Umilkł w mogile - bezpowrotnie.
Jest taka krew - przelana krew,
Której nie przelał nikt - dwukrotnie.

Jest takie próchno, co już dość
Zaznało zgrozy w swym konaniu!
Jest taka dumna w ziemi kość,
Co się sprzeciwi - zmartwychwstaniu!

I cóż, że surma w niebie gra,
By nowym bytem - świat odurzyć?
Nie każdy śmiech się zbudzić da!
Nie każda łza się da powtórzyć!


Jeszcze jeden wiersz ze Spojrzystości.

czwartek, 25 listopada 2010

Aleksander Wat "Trzy sonety"


Aleksander Wat w styczniu 1953 roku zapadł na zespół Wallenberga, chorobę powodującą uporczywe i dojmujące bóle.
W Dzienniku do samogłosek poeta pisał: „Nieustające bóle doprowadziły X... do tego, że budząc się rano i odnajdując ból pozostawiony „u bram” snu, pocieszał się słowami, że i ten dzień zleci prędko i znów nastąpi noc, zażyje barbituratów i zaśnie nie wiedząc kiedy (przeważnie w momencie, kiedy już utracił nadzieję na sen). Ale po wielu, wielu miesiącach choroby pociecha snu ustąpiła miejsca innej nadziei: że już nie dzień, ale życie zleci prędko i nastąpi sen bez snów. Wielka nadzieja na nicość. Wielka obietnica nicości. Okrucieństwo wiary: że odbiera tę nadzieję, że cofa obietnicę.”
Nieuleczalna choroba po czternastu latach cierpień doprowadziła Wata do samobójczej śmierci.
Trzy sonety to część cyklu W okolicach cierpienia z tomu Wiersze (1957).


TRZY SONETY

Prof. Dr Zdzisławowi Aksanasowi

1


Spać. Choćby dopełnić się miało,
na co czekano z drżeniem od wieków zarania.
Jak senny, jak uchylny jest duch i ciało
w godzinie rozstania.

Spać. Spać w tym obcym ogrodzie,
gdzie Mistrz nasz łka i kona, od wszystkich opuszczony.
Sieci rzucone na brzeg, na wodzie śpią łodzie,
w drzewach wiatr uśpiony.

Spać. Przespać wieczność całą,
śmierć i zmartwychwstanie, piekło i zbawienie.
Albo potępienie.

Kiedy mnie obudził, oko tylko spojrzało.
Ręce były umarłe, usta oniemiałe,
Serce skamieniałe.


2


Czarno. W świątyni zasłona rozdarta.
Kości rzucone w piasek. I gąbka octem upita.
Sen, sen kamienny bez snów spadł na wartę.
(Czy nigdy już tu nikomu dzień nie zaświta?)

Jak ciepło. Noc wygwieżdżona. Iście
Kwietniowa noc to. Czarom jej poddani
Nie drgną ludzie, nie zadrżą liście.
(Eli, Eli, lamma sabahtani.)

Cicho. Szakal tylko z pustyni zaszczeka.
Kur zmylony zapieje. I znów jest cicho, błogo.
(Nikt stąd nie odejdzie? nikt nie przyjdzie tą drogą?)

Gdy ciszę dziko rozdarł głos człowieka:
sama śmiertelnie senna, w ciżbie śpiących ludzi,
Matka usypia Syna, kiedy się zbudził z krzykiem.


3


Do grobu złożył Go mąż z Arymatei
i nakrył ciosowym kamieniem.
I siadł na pokucie, by płakać nadzieji,
która jest-że tylko złudzeniem?

W nocy przybiegły dwa serafimy.
Odwalili kamień i rzekli: Wstań, Panie!
i rękę podali, by wstał i szedł z nimi,
żeby się spełniło Boże zmartwychwstanie.

Nie wstanę! – rzekł do nich. – Nie wstanę dopóty,
dopóki i człowiek nie będzie wyzwolon
od śmierci i bolu.

Od dawna już Józef ów powstał z pokuty.
I w proch już obrócon... A On ciągle czeka
na wyzwolenie człowiela.

Vence, wrzesień 1956

poniedziałek, 15 listopada 2010

Film o Josifie Brodskim

Wczoraj poznaliśmy laureata konkursu głównego w ramach Sputnika nad Polską - 4. Festiwalu filmów rosyjskich w Polsce 2010. Jury pod przewodnictwem Andrzeja Żuławskiego przyznało Grand Prix Sputnik dla filmu Półtora pokoju w reżyserii Andrieja Chrżanowskiego, inspirowanego twórczością Josifa Brodskiego.

niedziela, 7 listopada 2010

Bolesław Leśmian "Spojrzystość"


Wiersz otwierający genialny cykl pod tym samym tytułem z tomu Napój cienisty (1936).

Spojrzystość


Rozełkanych rusałek nagłe sto tysięcy
Wypłynęło na księżyc, by istnieć mniej więcej.

Wodo, wodo - gdzie jesteś? Tu jestem, gdzie płynę!
Pogłaskały powierzchnię, miłując głębinę.

Ile ciał - tyle smutków... A woda spojrzysta,
By zobaczyć je do cna - ze świateł korzysta.

Bada światłem, a sprawdza umówionym cieniem,
Falując aż do brzegu podwodnym spojrzeniem.

Ale to - nie spojrzenie! To raczej - spojrzystość,
Co nie może tam dotrzeć, gdzie łka rzeczywistość.

Ślepym srebrem zaledwo spojrzyścieje w światy.
Srebru śni się, że szumi i polewa kwiaty.

Woda roi, że mgły się za ręce w blask wiodą,
Lecz ciał zlękłych nie widzi. Co począć z tą wodą?

Okna twoje - otwarte. Sny oczu nie strzegą,
A ty na mnie nie patrzysz. Dlaczego, dlaczego?