niedziela, 21 grudnia 2014

Aleksandr Makarow-Krotkow "[ja piszę wiersze]"

Coś z antologii Jerzego Czecha. Aleksandr Makarow-Krotkow (ur. 1959, rówieśnik Andrzeja Sosnowskiego) odpowiada na pytanie postawione niegdyś przez Jamesa Schuylera w Poranku poematu: "Tylu chujowych poetów / Tak niewielu dobrych / W czym problem?"


* * *


ja piszę wiersze
ty piszesz wiersze
on pisze wiersze

wszyscy działamy dla wspólnego dobra

w kraju zaczyna
brakować papieru



|A. Makarow-Krotkow, ***, w: J. Czech, wdrapałem się na piedestał. nowa poezja rosyjska, Wołowiec 2013, s. 409.|

piątek, 19 grudnia 2014

Marcin Sendecki "Scat"

Nowy tomik Sendeckiego jest bardzo krótki i wchodzi zaskakująco łatwo, dlatego przeczytałem go już ze dwadzieścia razy. Mnie się on bardzo podoba, a Wam pewnie nie.


Scat


Mowa rodzinna niechaj będzie ostra,
żeby odkroić to, co niemożebne.
Czasami odjąć pysk lwa z twarzy osła,

Czasami wtańczyć się w karnawał zgrzebnie.
Pokroić zupę, żeby była postna.
Zaczekać, aż fajerwerk zblednie

I nikt nie doda sobie wzrostu, 
depcząc kolegów. Nieprzyjemnie?
Mowa rodzinna niechaj będzie z ostu.


|M. Sendecki, Przedmiar robót, Wrocław 2014, s. 15.|

wtorek, 16 września 2014

Charles Bukowski "tak o tak"

rys. Bruce Timm

tak o tak


kiedy Bóg stworzył miłość nie pomógł większości 
kiedy Bóg stworzył psy nie pomógł psom 
kiedy Bóg stworzył rośliny nie wysilił się 
kiedy Bóg stworzył nienawiść obdarzył nas produktem 
                        powszechnego użytku 
kiedy Bóg stworzył mnie stworzył mnie 
kiedy Bóg stworzył małpę zdążył wcześniej zasnąć 
kiedy Bóg stworzył żyrafę był pijany 
kiedy stworzył narkotyki był na haju 
kiedy stworzył samobójstwo miał doły 

ale kiedy stworzył ciebie leżącą w łóżku 
wiedział co robi 
był pijany był na haju 
w jednej chwili stworzył góry morze 
i ogień 

zrobił kilka błędów 
ale kiedy stworzył ciebie leżącą w łóżku 
musiał się spuścić na cały swój Święty Świat.


przeł. Piotr Madej

|C. Bukowski, Płonąc w wodzie, tonąc w ogniu. Wiersze z lat 1955-1973, przeł. P. Madej, Warszawa 2004, s. 197.|

wtorek, 2 września 2014

Darek Foks "streszczenie"


Wakacje się skończyły, wszystko wraca do starego, dosyć przewrotnego porządku. Młodzież znowu będzie się męczyć czytając z obowiązku drętwe lektury, by już nigdy później nie wrócić do czytania książek, a tymczasem do życia wraca kultura: otwierają się teatry, w telewizji puszczają wartościowe programy, a oficyny wydawnicze zaczynają wypuszczać nowe tytuły. I tak wczoraj premierę miał wybór tekstów Darka Foksa, Debordaż, ponoć rozpoczynający się wspaniałym Orciem, czyli "być-może-najlepszą-powieścią-polską-po-osiemdziesiątym-dziewiątym-jeśli-to-w-ogóle-jest-powieść", a zatem wybór zawierający i prozę ("Z lewej równo i z prawej równo"), i poezję ("Z lewej równo, z prawej poszarpane"). 
Z wakacji wracam też ja i moje Sfereo, a z okazji powyższego nasuwa mi się jeden konkretny wiersz:


streszczenie


nie mam zamiaru mówić wierszem typu
pan cogito to pan cogito tamto
ani nawet zbiednieć tak jak zbiednieli
ci co pisali wiersze dla robotników
nie zależy mi na wdychaniu
smrodu holocaustu który nadal
unosi się w powietrzu tak naprawdę
chcę milczeć i wpatrywać się
w słońce uważnie i bez przerwy
tak żeby nie przegapić chwili
w której wygląda jak wrzos
ściśnięty twoimi udami
i za cholerę nie chce
skojarzyć się z czymś
ważniejszym


|D. Foks, Przecena map, Wrocław 2005, s. 107.|

sobota, 28 czerwca 2014

Michał Sobol "O rozczarowaniu"

Spieszę się umieścić wiersz z Pulsarów Michała Sobola, ponieważ tomik jest naprawdę dobry, czytam go dopiero od wczoraj, poleciła mi zaś koleżanka (pięknie dziękuję), i gdybym zwlekał, a dziś na przykład książka dostała pewną nagrodę, publikując ten wpis później poczułbym się pewnie jak orędownik tegoż lauru, czyli ogólnie mówiąc źle. Tom jest naprawdę dobry, bo zawiera filozofię, długie zdania i przestrzenie, czyli coś, co bardzo lubię.


O rozczarowaniu


Gdy po pierwszych podróżach i pierwszych
rozczarowaniach wywołanych, jak sądziłem,
przez rozrośnięty ponad wszelką miarę przemysł
turystyczny donosiłem panu Orkuszowi
o prześwitującej spod wytartej podszewki
wszechświata banalności życia na Ziemi,
gdzie nawet najświętsze miejsca ludzkości
przekształcono w zestaw tandetnych dekoracji
ze sztuki przeznaczonej dla masowego
odbiorcy, tego Golema stworzonego przez
wykorzeniony z tradycji bezosobowy tłum,
co natychmiast podmywało półsenną codzienność
także rodzimych wiosek i miast, które wciąż
jeszcze z tamtych, ośmieszonych dziś centrów
kultury czerpały pożywne soki, pan Orkusz,
ku mojemu zaskoczeniu, jakby olśniony nowym
odkryciem i na krótką chwilę gwałtownie
rozbudzony, wypowiedział to od lat rozważane
zdanie, że nawet bez dawniejszego czaru świat
nie przestaje istnieć, owszem, jest intensywniej. 



|M. Sobol, Pulsary, Warszawa 2013, s. 59.|

czwartek, 19 czerwca 2014

lester bowie, miłość, jazz i poezja

Dla mnie poezja zawsze była blisko muzyki i o poezji zawsze myślałem trochę w kategoriach właśnie muzycznych. Lubię czytać specyficznie wiersze, dobrze o tym wiecie. Dziś, podczas oglądania dokumentu o zespole Miłość, wpadł mi cytat, który poniekąd wyjaśnia moje myślenie o poezji. I tak to już jest, że  lepiej rozumiem jej istotę odnosząc się do muzyki, niżby się o tym mówiło za pomocą ściśle literaturoznawczej terminologii. A więc kiedy Lester Bowie odpowiada w filmie Dzierżawskiego na pytanie, czym jest jazz, zaś w tle gra cały ten dźwiękowy kontekst, ja myślę o poezji:

"Najważniejsze w jazzie jest coś, czego ludzie nie rozumieją, a mianowicie: w jazzie nie chodzi o to, co grasz, ale jak to grasz. Materiał jest nieważny, może pochodzić z różnych źródeł - z twojego umysłu, z twojej duszy i serca. Jeśli więc grasz jakąś piosenkę, jest ona częścią ciebie, częścią tej muzyki. Ale sam jazz jest pewną koncepcją. To nie tylko repertuar - to sposób działania, sposób myślenia."

    

sobota, 7 czerwca 2014

Krzysztof Siwczyk "Dokąd bądź" (fragment)

Kadr z filmu Hiroshima, mon amour w reż. Alaina Resnais'a. 

Przyznam szczerze, że zawsze miałem problemy z Siwczykiem i jakoś nie potrafiłem dotąd docenić jego twórczości. A przecież zaraz po debiucie, od którego sam się odżegnuje, wkroczył on na podobną ścieżkę, jaką wcześniej podążali już Sosnowski czy Sendecki, więc wydawać by się mogło, że to ja właśnie - oraz podobni mi szaleńcy - jestem targetem tej poezji. Jednakże wczesne tomiki autora Zdania z treścią jawiły mi się jako rzeczy cokolwiek wtórne, późniejsze zaś - kiedy młody pisarz odnalazł, jak sądzę, swój własny język - czytało mi się topornie (bo takiemu Sosnowskiemu zarzucano wiele, zgoda, jednak nikt mi nie wmówi, że jego zdania nie brzmią potoczyście). Żeby nie było wątpliwości, zdarzały się oczywiście Siwczykowi frazy, które mnie poruszały, jak chociażby końcówka publikowanego tu niedawno kawałka z Godów ("tyle pamiętam. / Wiersz mi świadkiem").
Sytuacja ma się zupełnie odmiennie z jego nową książką, którą czytam już od tygodnia. Dokąd bądź to poemat złożony z ponad setki zdań, każde długie, wspaniałe, skonstruowane z fragmentarycznych obrazków, z których jedne umykają w lekturze, drugie zapadają w pamięć, wypowiedziane w języku wystawionym na próbę swoich możliwości, jak to było u Siwczyka od lat, lecz tym razem czyta się to śpiewająco. Tak naprawdę nie dobrnąłem jeszcze do końca, zapewne ta książka będzie mi towarzyszyć przez całe wakacje, ale już teraz wiem, że jest ona wydarzeniem. A zatem wszystkim serdecznie ją polecam.
Zaś poniżej jedno z setki zdań:


Finalna refleksja i warzenie win pod nieobecność instancji
odbywa się najpewniej w zaciszu pieleszy, na których ląduje ostrze
szafotu wzniecając zmieć pierza, co tak lubimy w kinie familijnym,
czereda rozbiega się w popłochu, ukochani wikłają się w pieszczotach,
po długiej rozterce spowodowanej wojną, wrócili na stare śmieci,
będą się grodzić, później idą napisy, ale nigdy nie dowiadujemy się,
co też było dalej z historią kolejnych rozczarowań, gdyż arbitralny gest
oszczędził nam uczucia nieprzyjemnego zawodu, jaki zawsze pojawia się
w obcowaniu ze sztuką wyczerpującą nasze życie do cna, ono
nigdy nie sięgało tych sznurówek, chlapa po wyjściu z kina, chlapa
po wejściu do mieszkania, przemoczone drewniaki, jak inaczej o tym mówić,
pochowane w nurcie zmierzchu cienie wołają cienie, do późna sterczę 
przed oknem, maluję wariantywną mapę mórz, topię kontynenty,
zamyślam ciekawe rozwiązania dla półkul, zwracam się do siebie, oczy
mam szkliste, ale nie wydaje mi się, żeby mogło w nich coś jeszcze się 
                                                                   ronić.


|K. Siwczyk, Dokąd bądź, Kraków 2014, s. 23.|

czwartek, 29 maja 2014

Andrzej Sosnowski "Tachymetria"



Andrzej Sosnowski kończy dziś 55 lat. Nigdy nie ukrywałem, że to mój absolutnie ulubiony poeta, toteż opublikowanie tego urodzinowego wpisu uważam za obowiązek. Drogiemu autorowi Stancji życzę wszystkiego dobrego!


Tachymetria


                    E.


Kiedyś te domy przejdzie wiatr 
szyby nabiegną tęczą jak wodospad 
obudzimy się w zimnych pokojach 
zdjęcia sfruną ze ścian i rzecz 
nie przyzna się do rzeczy i głos 
załamie się gdy cyfry na tarczach 
zamienią się miejscami 
teraz tak jest że mamy wiatr 
niech już zostanie na zawsze 

I na czworakach poszukamy starych 
listów i jak pajęczyna będzie czas 
na mojej twarzy jak zetlałe płótno 
farba na twoich palcach Uważaj 
nie skalecz się Pleśń jest dobra 
siwy chleb pajęczyna i słońce 
A słońce wejdzie po schodach 
i wyskoczy przez wybite okna 
teraz tak jest że mamy blask 
niech już zostanie na zawsze 

A życie będzie nocą na horyzoncie 
łuną otoczoną pierścieniem neonów 
i autostrad Saturn Dziecko bez tchu 
przybiegnie nad krawężnik W oczach 
błyśnie aureola z aut więc wróci 
żeby nam śpiewać nowinę lecz my 
będziemy przetrząsać pola i pleść 
szare ogniska z folii 
teraz tak jest że mamy mróz 
niech już zostanie na zawsze 

Czujesz ten błysk w węźle gardła? 
To czułość Już nic nie pamiętam 
Słońce leci z zachodu na wschód 
stawia nam włosy na głowie i robi się 
tak ciepło wyciągnij dłonie 
W te domy w końcu włożą dynamity 
i obłok będzie jak wzruszenie ramion 
popielaty upadek jak ukłon 
teraz tak jest że mamy strach 
niech już zostanie na zawsze


|A. Sosnowski, Stancje, Lublin 1997, s. 64-65.|

wtorek, 27 maja 2014

Darek Foks "Nienawidzić"

Zhou Chunya, Green Dog

Pierwszy kawałek z tomu Rozmowy z głuchym psem (2013) Darka Foksa:


Nienawidzić jest niedobrze,
ale dopiero jak mi powiesz kogo,
mogę naprawdę powiedzieć,
czy to dobrze czy źle. Niektórym
daje to energię
wprost od boga wojny,
spadającą na figurę człowieka,
aż ta się rozmywa. Można
się jednak w końcu zestarzeć,
nienawidząc. Można tak
dla zabicia czasu,
ale ten ucieka na sam nasz widok.


|D. Foks, Rozmowy z głuchym psem, Łódź 2013, s. 11|

sobota, 17 maja 2014

Roman Honet "o łazarzu latającym"


o łazarzu latającym 


wśród przewodów leżących na hałdach
w składzie węgla, na biegnącym przez las
nasypie kolejki wąskotorowej - może
tam. (jeszcze wędrują tam zmarli,
a oni zawsze mieli więcej imion,
niż mogli unieść, niż mogliśmy
dać.) odpoczywając od ziemi,
zawsze się ją wezwie. nawóz rzucony
na pola, gdzie sterczały trzciny -
niechciany okruch kości czy implantu,
który znaliśmy już - już przybywało
ciała nie mniej niż utraty. zobaczysz:
łazarz żyje. przebywa w powietrzu.
liczy je - przewrócony,
z bryłą prochu w ustach. tam

go całuj


|R. Honet, świat był mój, Wrocław 2014, s. 33.|

czwartek, 8 maja 2014

Roman Honet "zimowe porządki"


I tak to już jest z Honetem. Otwierasz jego nową książkę na pierwszym wierszu i od razu dostajesz prosto w twarz!


zimowe porządki


zmarły to ciało, w które wchodzi
bóg, żeby się przespać. otacza go
mroźna, grudniowa noc, owija
pociąg zatrzymany w polu, kobiety
z latarkami na czołach - małe
kwadraty z mosiądzu i szkła, trzęsące się,
jak gdyby miały w środku ważkę
lub nasienie. przez mrok
przechodzą naraz - modlitwy i wycie, diakoni
z seminarium niosą respirator
i biblię. i talerz, i łyżkę,
i gąbkę. nigdy się nie dowiedzą - zmarły to ciało,
które jest już czyste. po bogu sprząta
ziemia, od tego ją ma


|R. Honet, świat był mój, Wrocław 2014, s. 5.|

wtorek, 22 kwietnia 2014

Peter Gizzi "Zwykła piosenka"

Juan Gris The letter
Piękną rzecz nam sprezentował Instytut Mikołowski. W zeszłym roku ukazał się zbiór wierszy Petera Gizziego, który jakimś cudem przegapiłem. 
Gizzi był zdecydowanie najciekawszym poetą prezentowanym kilka lat temu w "Literaturze na Świecie" w jej antologii nowej poezji amerykańskiej (nr 11-12/2010). Dlatego gorąco polecam. Zresztą posłuchajcie tych wspaniałych fraz:


Zwykła piosenka


Jedni mówią że dziecko płacze nad całym życiem które je czeka 
jedni mówią że liście są zielone bo nieźle to wygląda na niebieskim tle
jedni mówią że trawa się kołysze ponieważ słyszy instrumenty ziemi
jedni mówią że urodziliśmy się po to żeby płakać

•

Jedni mówią że słońce raz do roku się przybliża bo chce być niedaleko nas
jedni mówią że wody się podnoszą żeby mu wybiec na przeciw
inni mówią że to księżyc jest naszą matką, ma mére

•

Jedni mówią że ptaki nad głową to kaligrafia: każde dziecko uczy się 
słownictwa w domu"
jedni mówią że ziemia oraz język są ojcem
jedni mówią że ta ziemia nie jest nasza
jedni mówią że z czasem się podniesiemy żeby jej wybiec naprzeciw

•

Jedni mówią że istnieją te trzciny te dopływy te gęsi i to sitowie

•

Jedni mówią że pieśń gołębicy jest symbolem myśli
jedni mówią że piorun jedni że elektryczne światło jedni mówią że 
rodzeństwo jest

•

Jedni mówią że prąd w ścianie to grunt
jedni mówią że na ciele system nerwowy się nie kończy
jedni mówią że to ciało się nie kończy

•

Jedni mówią że piękno to czyjeś widzimisię jedni że w jedni piękna 
co nieco jest nasze jedni mówią że piękna nie ma jedni że prawdy

•

Jedni mówią że grunt stabilny jest
inni że ziemia jest okrągła
dla jednych to byle kamień
ja mówię że ziemia jest porowata i przewracamy się co rusz

•

Jedni mówią że pierścienie światła jedni mówią światło to fala 
jedni mówią że ono ma swój ciężar lub też że nie jest bez wagi

•

Jedni mówią wszystkie z tych rzeczy jedni zaś nie mówią
jedni mówią że żywot pszczelarza to nie dla nich
jedni mówią że wyłącznie żywot pszczelarza jest dla nich
jedni mówią proste rzeczy że są same tylko proste rzeczy

•

Jedni mówią "po bożemu", jedni że "ujdzie
jedni mówią że owszem potrzebujemy jakichś form
jedni mówią że formy to rzeczy proste jedni mówią że niebo jest formą 
czegoś co jest proste 

•

Jedni mówią molekularna jedni otwarta inni porowata jedni niebieska
jedni mówią miłość jedni światło jedni ciemność jedni niebo


przeł. A. Sosnowski


|P. Gizzi, Imitacja życia i inne wiersze, przeł. K. Bartczak, A. Sosnowski, Mikołów 2013, s. 26-27.|

piątek, 11 kwietnia 2014

Marianne Moore "Do ślimaka"


Jak już zauważyliście, na Sfereo trwa tydzień z Elizabeth Bishop. Dziś tylko pozornie odskakujemy prezentując wiersz Marianne Moore (1887-1922), bowiem ta amerykańska poetka była dla naszej bohaterki "starszą przyjaciółką, literacką mentorką i w pewnym sensie duchową opiekunką". Zrobiła na Bishop nie tylko wrażenie swoją poezją, ale i ekscentrycznością. Jak pisze Barańczak: "Komiczna sprzeczność między staroświeckim i jak gdyby demonstracyjnie staropanieńskim strojem, ową legendarną czarną peleryną i takimż kapeluszem o szerokim rondzie (Moore nigdy nie wyszła za mąż; mieszkała w Brooklynie wraz z sędziwą i nękaną chorobami i apodyktyczną matką, którą się opiekowała), a faktem, że osoba tak ubrana jest czołową postacią amerykańskiej awangardy i redaktorką głośnego pisma ‹‹The Dial›› - w oczach Elizabeth dodawała tylko jej mistrzyni niepowtarzalnego uroku".


DO ŚLIMAKA 


Jeżeli "zwięzłość stanowi o wdzięku stylu",
nie brak ci jej. Kurczliwość jest zaletą,
podobnie jak zaletą jest skromność.
W stylu cenimy
nie nagromadzenie szczegółów,
które mogłyby go przyozdobić,
i nie przypadkową udatność,
jaka towarzyszy rzeczy dobrze powiedzianej,
ale ukrytą zasadę:
w braku stóp - "metoda wnioskowania",
"znajomość zasad"
w ciekawym zjawisku twojego potylicznego rogu


przeł. J. Hartwig

|M. Moore, Wiersze wybrane, przeł. J. Hartwig, L. Marjańska, Warszawa 1980, 104.|

czwartek, 10 kwietnia 2014

Elizabeth Bishop "Casabianca"


Wiersz Elizabeth Bishop Casabianca nawiązuje do utworu Felicii Hemans pod tym samym tytułem, który opiewa Louisa de Casabianca, bohatersko zmarłego dowódcę jednego z francuskich okrętów biorących udział w bitwie morskiej w zatoce Abukir.


Casabianca


Miłość to chłopiec, co na płonącym pokładzie stał 
i usiłował recytować: "Chłopiec stał na tym 
płonącym pokładzie". Miłość to syn 
     co stał i się jąkał 
     kiedy biedna łódź w ogniu szła na dno.

Miłość to zawzięty chłopiec, łódź, 
nawet płynący żeglarze, którzy na 
szkolną katedrę by chcieli, ba, 
     lub pretekstu, aby stać 
     na pokładzie. I miłość to chłopiec, co pali się.


przeł. D. Bujno

wtorek, 8 kwietnia 2014

Elizabeth Bishop "Ponad 2000 ilustracji i kompletny skorowidz"


Znana anegdota. W Nowym Jorku w 1997 roku odbyła się gala poetycka, w której uczestniczyło bardzo wielu znanych poetów i poetek. Czytali oni swoje ulubione wiersze z antologii arcydzieł poezji języka angielskiego. Każdy mógł wybrać tylko jeden utwór. John Ashbery, dziś chyba najbardziej ceniony z żyjących poetów amerykańskich, czytał Over 2,000 Illustrations and a Complete Concordance Elizabeth Bishop. Przy pierwszych słowach trzeciej części zaczął płakać.


Ponad 2000 ilustracji i kompletny skorowidz


Takie powinny być nasze podróże:
serio, godne grawiury.
Siedem Cudów Świata wygląda marnie
i cokolwiek swojsko, lecz te inne sceny,
niezliczone, choć równie smutne i martwe,
są obce. Często Arab siedzący w kucki
lub grupka Arabów - najpewniej knujący
spisek przeciw naszemu Chrześcijaństwu,
kiedy inny, z boku, wyprostowaną ręką i dłonią
wskazuje ten Grób, tę Jamę, ten Grobowiec.
Gałęzie daktylowych palm przypominają pilniki.
Brukowany dziedziniec, gdzie jest wyschła Studnia,
wygląda jak diagram, murowane wodociągi
są wymownie puste, ludzka sylwetka
ginie na horyzoncie historii czy teologii
razem ze swym wielbłądem albo wiernym koniem.
Zawsze ta cisza, ten gest, punkciki ptaków
na niewidzialnych nitkach ponad Miejscem,
albo dym solennie ciągnie w górę, też na nitce. 
I naturalnie cała stronica lub strona złożona
ze scen w prostokątach biegnących diagonalnie 
albo w kółkach na tle szarych kropek,
naturalnie ozdobny owal bezlitosny,
wciągnięty w sploty figuralnego inicjału -
pod dłuższym spojrzeniem idą wyraźnie w rozsypkę.
Oko jak ciężarek spada w głąb przez linie
wykreślone przez rylec, roztargnione linie 
jak zmarszczki na piasku,
centryfugi burz, odcisk bożego palca pod lupą,
na końcu boleśnie rozjarzone
wilgotną, pryzmatyczną bielą i błękitem.

Przy wejściu w cieśninę pod St. Johns
wzruszające beczenie kóz doszło na pokład statku.
Na chwilę się pokazały, rude, skaczące po skałach
w trawach skąpanych we mgle i żółtych narcyzach.
A pod Św. Piotrem wiał wiatr i słońce świeciło w amoku.
Z werwą, poczuciem celu kler maszerował rzędami,
rysując sieć czarnych linii na placu, jak mrówki.
W Meksyku martwy człowiek leżał
pod niebieską arkadą; martwe wulkany
skrzyły się jak wielkanocne lilie.
Szafa bez przerwy grała „Ay, Jalisco!”
A w Volubilis były piękne maki
rozsadzające mozaiki; tłusty cicerone puszczał oczko.
W porcie Dingle na przeciąg złotego wieczoru
gnijące krypy wystawiły swój przemokły plusz.
Angielka lała herbatę, informując,
że księżna spodziewa się dziecka.
A w burdelach Marrakeszu
małe, dziobate prostytutki
przynosiły tace z herbatą na głowach
i pokazywały taniec brzucha, przypadając
do naszych kolan, nagie i rozchichotane,
prosząc o papierosa. To gdzieś w tamtej okolicy
widziałam coś, co wystraszyło mnie najbardziej :
Grób święty, z wyglądu nieszczególnie święty,
jeden z wielu pod stromym, kamiennym baldachimem
otwartym jak dziurka od klucza na wiatr różowej pustyni.
Otwarty, zapiaszczony, marmurowy żłób, pokryty
rytymi egzortami, pożółkły
jak sztachety krowich zębów;
w połowie wypełniony pyłem, już nawet nie pyłem
po biednym pogańskim proroku, który zmarł.
Khadour w swoim ładnym burnusie patrzył się figlarnie.

Wszystko tylko złączone właśnie „i" i „a”.
Otwórz księgę. (Pozłota schodzi z krawędzi
stron i zapylają się opuszki palców.)
Otwórz ciężką księgę. Czemu nam umknęło
to stare Narodzenie, gdy można było oglądać? -
uchylony mrok i skały tryskające światłem,
nieporuszony i niespieszny płomień,
bezbarwny, bez iskier, spokojnie sycący się słomą,
a w głębi uśpioną rodzinę pośród miłych zwierząt -
i w oniemieniu patrzeć, wypatrując niemowlęcy wzrok.


przeł. A. Sosnowski

|LnŚ 2000, nr 12|

niedziela, 6 kwietnia 2014

Elizabeth Bishop "Ta jedna sztuka"


Wspaniała vilanella (org. One Art) z ostatniego zbioru Elizabeth Bishop, Geography III (1976).


TA JEDNA SZTUKA


W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy;
tak wiele rzeczy budzi w nas zaraz przeczucie
straty, że kiedy się je traci – nie ma sprawy.

Trać co dzień coś nowego. Przyjmuj bez obawy 
straconą szansę, upływ chwil, zgubione klucze.
W  sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy.

Trać rozleglej, trać szybciej, ćwicz – wejdzie ci w nawyk
utrata miejsc, nazw, schronień, dokąd chciałeś uciec
lub chociażby się wybrać. Praktykuj te sprawy.

Przepadł mi gdzieś zegarek po matce. Jaskrawy
blask dawnych domów? Dzisiaj – blady cień, ukłucie
w sercu. W sztuce tracenia łatwo dojść do wprawy.

Straciłam dwa najdroższe miasta – ba, dzierżawy
ogromniejsze: dwie rzeki, kontynent. Nie wrócę
do nich już nigdy, ale trudno. Nie ma sprawy.

Nawet gdy stracę ciebie (ten gest, śmiech chropawy,
który kocham), nie będzie w tym kłamstwa. Tak, w sztuce
tracenia nie jest wcale trudno dojść do wprawy;
tak, straty to nie takie znów (Pisz!) straszne sprawy.


przeł. S. Barańczak

|S.Barańczak, Od Walta Whitmana do Boba Dylana. Antologia poezji amerykańskiej, Kraków 1998, 185.| |

środa, 2 kwietnia 2014

W. H. Auden "Piosenka"


Auden w interpretacji Barańczaka:


PIOSENKA

- Dokąd? - ten, co się strat strzegł, wołał temu, co w świat szedł -
Niech cię Bóg ma w opiece, kiedy piece zapłoną,
Tam w dolinie śmietnisko snuje smrodu sieć niską,
A kto wytrwa - ta wyrwa wnet go wchłonie jak łono!

- Czy ty wiesz - ten, co martwiał, pytał tego, co fart miał -
Że zmierzch zmiesza ci kroki w czas przepastnej przeprawy,
Choćbyś stąpał  starannie, pod podeszwą nie granie
Granitowe czuć będziesz lecz nietrafny trakt trawy?

- Co to? ptak? - ten, co tchórzył, temu rzekł, co w rytm tchu żył -
Kształt, co skrył się w splątaniu plam platanów za tobą -
Czy jest zwidem, co zwinnie, bez wahania wychynie?
A ta skaza na skórze - horrendalną chorobą?

- Byle gdzie! - ten, co w świat szedł, temu rzekł, co się strat strzegł,
- A ty - nic! - ten, co fart miał, odparł temu, co martwiał,
- Twoją! - ten, co w rytm tchu żył, rzucił temu, co tchórzył,
Gdy ich wszystkich, gdy wszystkich ich zostawił za sobą.


przeł. S. Barańczak

|W. H. Auden, Piosenka, w: Od Chaucera do Larkina. 400 nieśmiertelnych wierszy 125 poetów anglojęzycznych z 8 stuleci, oprac. S. Barańczak, Kraków 1993, s. 481-482.|


I oryginał:


"O where are you going?" said reader to rider,
"That valley is fatal when furnaces burn,
Yonder's the midden whose odours will madden,
That gap is the grave where the tall return."

"O do you imagine," said fearer to farer,
"That dusk will delay on your path to the pass,
Your diligent looking discover the lacking
Your footsteps feel from granite to grass?"

"O what was that bird," said horror to hearer,
"Did you see that shape in the twisted trees?
Behind you swiftly the figure comes softly,
The spot on your skin is a shocking disease."

"Out of this house," said rider to reader,
"Yours never will," said farer to fearer,
"They're looking for you," said hearer to horror,
As he left them there, as he left them there.

sobota, 1 marca 2014

Frank O'Hara "Na otwartej autostradzie"


[Na otwartej autostradzie]


Na otwartej autostradzie
gdzie śmierć ochoczo pędzi
w świetle słońca a o czwartej olbrzymie przęsła
rzucają cienie swych łuków
na przystań dowiaduję się
o niewierności Portorykańczyków
i podłości Żydów
z ust irlandzkiego taksówkarza
to dobrze że jest nas tak wiele rodzajów
w ten sposób śmierć będzie miała wybór
a może nawet będzie wolała
tego co rzuca pierwszy cień dnia
na tych którzy próbują dożyć zmierzchu


                                 [1 stycznia 1960]


przeł. Piotr Sommer


|F. O'Hara, Na otwartej autostradzie, w: P. Sommer, O krok od nich. Przekłady z poetów amerykańskich, Wrocław 2006, s. 320|

piątek, 21 lutego 2014

Andrzej Sosnowski "Szerokość poetycka zero"


Z szerokościami geograficznymi u Sosnowskiego było tak, że najpierw dostaliśmy konkrety. Korea z jego debiutu (Życie na Korei, 1992) to osiedle przy ulicy Domaniewskiej w Warszawie, gdzie poeta zamieszkał w połowie lat 80. W samych wierszach z tego tomu ponadto bez trudności możemy rozpoznać ogródki działkowe na ul. Niepodległości, Biebrzę, rezerwat przyrody Czerwone Bagno, czy nadnarwiańskie łąki. A później Sosnowski wyjechał do Ameryki (biograficznie i bibliograficznie, bo tam napisał Nouvelles impressions d’Amerique, 1994) i kiedy wrócił to wylądował niby na Helu (tomik Sezon na Helu, 1994), ale tak naprawdę pod szerokością poetycką zero. Bo od tej pory wszystko zaczęło się u niego gmatwać, i te wiersze, ich język, dla niektórych nie do przejścia, i przestrzenie, bowiem później były już tylko jakieś stancje, taksówki, w końcu podróż po grzbiecie tęczy, która ostatecznie zamarzła i się rozpadła. I tak to jest z tym Sosnowskim.


Szerokość poetycka zero


Może właśnie takim ktoś cię pokocha,
zawiesił głos w tunelu. Lecz myśl
pomknęła górą przez hałas rozjazdów
a nasze ciała powlókł skafander
snu, nabraliśmy szybkości i serce
zakołysało się w gardle jak łza
gdy nastawnie, hangary, neony,
krwotok detali w pociemniałych oczach
błyskał za nami jak warkocz komety -
jakiś bóg tam pracował po wszystkich godzinach.
- To książki palą się w rękach - krzyknął X, a
ja: - Czy ktoś poprosi mnie jeszcze o przedmowę
do książki telefonicznej tego miasta? - A Z: -
Prędzej o posłowie. - I nikt nie odnajdzie
pod tą szerokością nas lekkich niczym
pośpiech światła w tunelu, owal
lampki na jego bezimiennym grobie?
Na końcu światła jest tunel.


|A. Sosnowski, Pozytywki i marienbadki, Wrocław 2009, s. 145.|

czwartek, 20 lutego 2014

Jarosław Iwaszkiewicz "Mapa pogody: Stronami deszcze..."

Andrea Kowch, The Cape

120 lat temu urodził się Jarosław Iwaszkiewicz. Z tej okazji fragment Mapy pogody:


7

                          ...stronami deszcz, stronami pogoda...
                                         (ze starego kalendarza)


Stronami deszcze stronami pogoda
stronami czarno stronami zielono
stronami stepy a stronami woda
może różowo może purpurowo.

Stronami choro a stronami zdrowo
stronami śmiesznie do łez czasem śmiesznie
czasami pod nogami a czasem nad głową
czasem na Marszałkowskiej a czasem na Lesznie.

Czasami w twoim ręku czasem w moim słowie
czasami na Stawisku czasem na Sycylii
czasem na ciemnej stronie lub w jasnej połowie
czasem wszystkich oszuka najczęściej nikogo nie zmyli.


|J. Iwaszkiewicz, Mapa pogody, Warszawa 1980, s. 81.|

poniedziałek, 17 lutego 2014

e. e. cummings "gdzieś, gdziem nigdy nie dotarł, w szczęśliwie odległym"


gdzieś, gdziem nigdy nie dotarł, w szczęśliwie odległym
od wszelkich doznań miejscu, trwa cisza twych oczu:
w najkruchszym z twoich gestów jest coś, co mnie otacza,
czego dotknąć nie mogę, bowiem jest za blisko
 
najlżejsze z twoich spojrzeń łatwo mnie otworzy,
chociaż zamknąłem się jak palce zwarte w pięść,
płatek po płatku rozwierasz mnie zawsze jak Wiosna
co (z tajemniczą wprawą) rozwiera swą pierwszą różę
 
a jeśli zechcesz zamknąć mnie, ja wraz ze swoim
życiem zatrzasnę się przepięknie i gwałtownie,
jak gdyby kwiat w swym wnętrzu wyobraził sobie
śnieg, który skrzętnie sypie wszędzie wokół;
 
żadna z rzeczy widzialnych nie zdoła dorównać
mocy twej natężonej kruchości: jej tkanki
zniewalają mnie barwą swoich krain, każde
tchnienie wydając z siebie na śmierć i na zawsze
 
(nie wiem, co ty masz w sobie, co tak wszystko w krąg
otwiera i zamyka; tylko coś we mnie mi wróży,
że głos twych oczu głębszy jest niż wszystkie róże)
i nikt, nawet deszcz, nie ma takich drobnych rąk


przeł. Stanisław Barańczak

|e. e. cummings, 150 wierszy, Kraków 1994, s. 151.|

środa, 5 lutego 2014

Miłosz Biedrzycki "Nadzieje związane z mikrokredytami..."


I jeszcze jeden wiersz MLB z tomiku Porumb:


Nadzieje związane z mikrokredytami
jako narzędziem polityki rozwojowej

Ugina się asfalt w upale. Migocą
prężne uda na rowerach. Na chodnikach,
o włos. Liście z górnych gałęzi drzew
puszczają zajączki na szorstkie trawniki.
Słowa nie popchną dziś rzeczy ani odrobinę.
Atomy rozedrgały się i nie ustoją w miejscu.
Z niezmąconym entuzjazmem trzy kaczki
wskakują na zielony kożuch z rzęsy,
wybiegają z powrotem na brzeg. I znowu.
Drobiny wody wokół fontanny
zagarniają kawałki światła i unoszą je.
Niekończący się korowód mikroplanet tęczy.
Chóry hadronów leptonów, rozpylonych w powietrzu,
dziś unisono. Odrzuć kule i idź.
Odrzuć prawą kulę, ulubionego boga, i idź.
Odrzuć lewą kulę, dobranego towarzystwa.
Odrzuć kulę ulubionej idei, nawet gdyby miał nią być
brak idei. I idź. Piękna wmieszanego w dzień
nie braknie. Idź. Jeszcze doczekasz się
orzeźwienia, dopełnienia twardych świateł cieniem*.



* Pyszczki piersi wyciągną się do pieszczących dłoni.



|M. Biedrzycki, Porumb, Poznań 2013, s. 33.|

wtorek, 4 lutego 2014

Miłosz Biedrzycki "Porumbescu szoruje"

Anselm Kiefer, instalacja The Seven Heavenly Palaces

Nowy tom MLB zatytułowany Porumb (WBPiCAK, 2013). Jeden z cyklu wierszy, którego bohaterem jest poeta Porumbescu.


Porumbescu szoruje

Bo ja się jaram pustką, Miłosz, zawsze
się jarałem. Jako chyba jedyny na podwórku.
Pustka jako nieograniczona pełnia możliwości.
Zacumować ustami przy złotych brzegach pustki,
dać nurka. Dobrze, że pustka mieszka na parterze.
Inaczej skręcałbym sobie kark za każdym razem,
kiedy wpadam w ekstazę i w nieunikniony sposób
wypadam przez okno. Tak, to tylko szoruję beton.



|M. Biedrzycki, Porumb, Poznań 2013, s. 55.|

piątek, 24 stycznia 2014

Konrad Góra "Trzy puste wiersze"


Konrad Góra (ur. 1978), tomik Pokój widzeń (WBPiCAK, 2011).


Trzy puste wiersze

Śmierć

Że się przepisze na drugą stronę światła,
na których stoją kierowcy śmieciarek i
bez tego ślepi? Że się obróci nominał 
w kruszec? Nie wiem. Mój narrator dokonał
samospalenia. Nagi, złuszczony, leży pode mną
jak swój cień, a ja znowu odpowiadam za niego.

Ptactwo

Pamiętasz piec kaszlący od framug i zwózkę
drewna na oczach piekieł? Bo nie pamiętasz. I nie ma
świadków, chyba że ptactwo twoich kominów:
gawron polaczek i kawka żydziak.

Historia

Sączyć jad, kształtować widmo.
Poić zgorzel w kośćcu żeber.
Tracić pamięć przez opór do dni.

Pobierać pamięć do oporu żeber.
Wypierać widmo, które niesie ulgę.
Wreszcie historia: trzy puste kubły.



|K. Góra, Pokój widzeń, Poznań 2011, s. 8.|

wtorek, 21 stycznia 2014

Miłosz Biedrzycki "3 x 4"


3 x 4

wrócił mróz i ściął kryształy na gałęziach.
teraz to są moje jedyne klejnoty.
brylantowe i srebrne ścieżki, lśniące kamienie,
jak w drogocennych weneckich drzewkach

tu, pod blokiem. kobieta i mężczyzna 
szuflują świeży śnieg w oślepiającym
świetle odbitym od białej płaszczyzny.
dostały mi się klejnoty na gałęziach

ale każde świństwo, zaniedbanie, wszystkie
przeszłe szwindle mam już na twarzy
wyciśnięte buciorami w śniegu, nie wyszufluje 
tego nikt.



|M. Biedrzycki, Życie równikowe, Poznań 2010, s. 108|

niedziela, 19 stycznia 2014

Julia Fiedorczuk "Fotoshop Acropolis"


Julia Fiedorczuk (ur. 1975), tomik tuż-tuż (Biuro Literackie, 2012)


Fotoshop Acropolis


Ilu trzeba słów, żeby powiedzieć: cztery
maki zakwitły w szczelinach jakiegoś
boga? Co trzeba przemilczeć ze względu na kadr?
Mądre drzewo, szorstkie pomarańcze
jak planety dla twojego słońca, Słońce,
cztery iskry, czy one są z ciebie? Zaczekaj
na mnie. Lekki osad czasu
na tych kamieniach, jak kurz, który już nie
pobrudzi żadnych bosych stóp. Zaczekasz?
Będę niewidzialna. Jeden ci przyniosę
popękany raj.


|J. Fiedorczuk, tuż-tuż, Wrocław 2012, s. 16.|

sobota, 18 stycznia 2014

Krzysztof Siwczyk "Wiersz"


Krzysztof Siwczyk (ur. 1977), tomik Gody (WBPiCAK, 2012).


Wiersz


Co niby z tego wyszło?
Na niby poranki,
w opuszczonym osiedlu,
w mokrej pościeli,
z nudnościami, uśmiechnięty
jak hologram prosiłem o warzywa,
w kiosku pod apteką działał demon,
dostawca paszy, praktyk surowych manier,
tyle pamiętam.

Poszedł do ziemi, jak widły w wykopki,
zupełnie za frajer, żona mamrotała
przekleństwa nad trumną,
dziecko to był mój kolega od fajek,
tyle pamiętam.

Zdarzało się oglądać zmierzchy
z dachów wieżowców,
rosnąć w glebie nieba,
zjeżdżać po klatkach, w karnawał hodowli,
z której wyszedł wprost na ludzi i
naturalnie poległem,
przy pierwszym kontakcie,
tyle pamiętam.

Wiersz mi świadkiem.


|K. Siwczyk, Gody, Poznań 2012, s. 16.|

czwartek, 16 stycznia 2014

Cezary Domarus "15 [zwrotka]"


Piętnasta część tytułowego cyklu z książki Zwrotki Cezarego Domarusa.

15
Spadając jak kometa na żyzny grunt,
nie czułem chłodu. Czas grał trach trach,
śmiertelność gwiazd nieco zbijała z tropu,
dla mnie cały ten hurt - że tak się wyrażę -
lecz to za wiele, więc kiedy wreszcie spadłam,
przyszło podzielić się sobą, bo tylko na ciałach
ciąży ta zdolność, by praca ducha
mogła tryskać z piersi i nazwać
i ogrzać skostniałe słowniki.


|C. Domarus, Zwrotki, Poznań 2012, s. 11.|

środa, 15 stycznia 2014

Cezary Domarus "Ballada VII"


Cezary Domarus (ur. 1966), tomik Zwrotki (WBPiCAK, 2012).


Ballada VII


Wylało się na nas piekło, żegnaliśmy życie,
dział znaczeń chciał się ustatkować – nie w porę.
Procedura poznawcza zdążyła skoczyć

z dachu biblioteki idiomów. Tylko księżyc stał spokojnie,
że aż strach. Żegnaliśmy się z życiem
wzięci z trzeciej ligi konfiguracji doświadczenia,
tęsknota do pełni nie znikała, piekło uśmiechało się

na zawsze. Zaskoczeni zerwaniem kontraktu
widzieliśmy rachowanie kości,
w archiwach niedoszłe życie
próbowało zostać jakimś rozwiązaniem.


|C. Domarus, Zwrotki, Poznań 2012, s. 44|

czwartek, 9 stycznia 2014

Adam Zdrodowski "Mam w sobie wojnę, oczywiście"

Jeszcze jeden z lotów balonem, tym razem o słuchaniu muzyki (w wierszu poukrywałem kilka linków):

Mam w sobie wojnę, oczywiście


Co dziś na talerzu adaptera?
Zabrali mi talerz, zabrali adapter.
Mam za to magnetofon i oldschoolowo
słucham kaset. Myszkowski
(Monstrum Całości) ze Sparagmosa
ma w sobie wojnę; ja też
mam, podobno wodnik
się gryzie ze skorpionem.

Połowa lat 70-tych XX wieku:
Thin White Duke i nazi odpał
Gainsbourga (Rock Around

the Bunker). Choć i tak:
I ♥ Serge, koniecznie.
Więc co z tą wojną?


|A. Zdrodowski, 47 lotów balonem, Szczecin, Bezrzecze 2013, s. 18.|

Adam Zdrodowski "Sonet o słońcu"


Adam Zdrodowski (ur. 1979) i jego ostatni tomik 47 lotów balonem:


Sonet o słońcu


Ta wrzawa na rzece,
ten huk i trzask:
to pęka lód, tak
przełamują się sezony.

I czas się ma na rękach,
człowiek tuli się do czasu.
Więc chce się stać w ogrodzie, liczyć
kroki słońca, kreślić

jego trasę. Krok w krok,
o krok za słońcem:
biec, iść lub płynąć.

A dokąd płynąć? Nie wiem.
Ale płynąć – z prądem, w dół,
z liściem, gałęzią, drzewem.


|A. Zdrodowski, 47 lotów balonem, Szczecin, Bezrzecze 2013, s. 13.|

wtorek, 7 stycznia 2014

Drodzy Słuchacze!

Sfereo w tej chwili rezyduje głównie na facebooku (ale wszystkie wiersze w końcu umieszczane będą również w tym miejscu), dlatego wszystkich zapraszam: https://www.facebook.com/pages/Sfereo/132975570074712 

 D.

Jacques Roubaud "słońce szum"


Jacques Roubaud (ur. 1932) - francuski "kompozytor nauk matematycznych i poezji" oraz jego tomik "Є" (1967):


[słońce szum] ◦


słońce szum słońce gorące
z dłońmi splecionymi na karku
żyjemy pod twoją ścianą 
i kochamy cię na siedząco
sam na sam z tobą zamykając oczy
ze stopami w twoich białych wodach

widzimy złoto i fiolet
stajemy się wielkim brzęczeniem
w smudze głosów
i nie mogłoby już być lepiej 
gdyby nie nadchodził wieczór
nieobecność uzbrojona po zęby śmierć


przeł. K. Rodowska

/w: K. Rodowska, Na szali znaków, Wrocław 2007, s. 259/