poniedziałek, 24 maja 2010

Bohdan Zadura "Sonet ten kwiat sztuczny"


Zanim Bohdan Zadura (ur. 1945) „wyciągnął dla siebie wnioski z lektury Ashbery'ego”, zanim wydał przełomowe tomiki Zejście na ląd oraz Starzy znajomi, dzięki którym jego twórczość stała się prekursorska względem poezji lat 90-tych , pisał on wiersze dosyć „klasycystyczne”. Także puszczam wiersz zupełnie niereprezentatywny dla tego poety. Pochodzi on z drugiego tomiku poety Podróż morska (1971). Według mnie próba filozoficznego wprost ujęcia poezji.


SONET TEN KWIAT SZTUCZNY


Niechaj inny kwiat dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

Pospiesznie niech się składa ten kwiat sztuczny sonet
Gdy forsycja się pieni w księżycowym świetle
Gdy wiem co znaczy marznąć wtedy kiedy płonę
Gdy niebo jest zarówno i niebem i piekłem

A skoro morze z brzegów swoich nie wystąpi
Skoro księżyc w ocean choć pragnie nie wstąpi
Chociaż składa się sonet przecież mam nadzieję

Że zginie kwiat ów sztuczny wraz z nocy odsłoną
Że księżyc mi cię odda że już teraz dnieje
Że nie wiersze lecz włosy żywym ogniem płoną

poniedziałek, 17 maja 2010

Jacek Gutorow "Życie zwierząt"


Pod Sosnowskim zawiązała się mała dyskusja na temat Jacka Gutorowa (ur. 1970). Puszczam więc jeden z wierszy najnowszych z tegorocznego zbioru autora, Nad brzegiem rzeki (1990-2010).
Jako przystawka, fragment "instrukcji obsługi" Gutorowa do tegoż wydawnictwa:
"Czym jest dobry wiersz? Nie wiem. W pierwszej chwili miałbym ochotę odpowiedzieć, że konstytutywną cechą dobrego wiersza jest odporność na wszelkiego rodzaju parafrazy i próby jego objaśnienia. Wyobraźmy sobie, że mamy za zadanie streszczenie wiersza prozą, i to prozą możliwie klarowną, logiczną i jednoznaczną. Czyż nie to próbują robić często recenzenci i autorzy omówień? Otóż sądzę, że dobry wiersz jest właśnie tym, co nie poddaje się takiemu streszczeniu. Jest nazbyt niejednoznaczny, aby można go było sparafrazować. Zresztą po co silić się na wiersz, jeśli to samo można powiedzieć wprost? Wiersz rozbrzmiewa, ale nie potrafimy powiedzieć, w którym kościele dzwonią. Raczej zdajemy się na tekst niż go tłumaczymy. Bo tak naprawdę chodzi nie tyle o relację świadomości do sensu, lecz na poły erotyczny stosunek, w którym drugą stroną jest to coś, do czego sens słów nawiązuje. A więc dotyk i bezpośredniość, choć zarazem brak jasności i wieczna prowizorka."

Życie zwierząt


Jednym ruchem zmarnować tyle życia osiadłego na gałęziach
i w mrokach jaskiń, dokąd docierała najlżejsza myśl
tworząca pajęcze konteksty zdarzeń we wnętrzu czerpanej zieleni.
To mogły być mchy, a więc czułość na światło,
szorstkie powietrze łapiące oddech i nie pozostawiające miejsca
na inne doznania, które zwiemy nazbyt dosłownie egzystencją.
Bo w tym spojrzeniu lub tamtym odruchu
człowiek nie odnajdzie się do końca – raczej zabłądzi w domysłach
i będzie snuł przypuszczenia przez cieniutką słomkę lub szparę pod
drzwiami.
A potem dosięgną nas kalekie melodie, bez których nie bylibyśmy sobą,
tak jak nie byliśmy sobą w żadnej znanej tonacji
czy nawet w podrygiwaniu kończyn,
ich wzajemnej, niekończącej się asymetrii.

sobota, 15 maja 2010

Andrzej Sosnowski "Jak zegarek pod poduszką"


Nic ważniejszego ostatnio się nie wydarzyło: Sosnowski mnie rozwalił!
Andrzej Sosnowski (ur. 1959), poeta osobny, osobliwy, dziwny i – co do tego nie mam wątpliwości – genialny. Moje największe odkrycie – obok Paula Celana – najbliższego minionego czasu.
Puszczam teskt (z tomiku Taxi; znajdziecie go również w zeszłorocznym zbiorze Pozytywki i marienbadki) oraz puszczam recytację samego autora.



Jak zegarek pod poduszką


Więc spróbujmy wypełnić aplikację. To błąd,
ale gwiżdżemy na błędy. I wtedy błędy przybiegają
i odbiegają jak niepyszne, wzniecając tumany kurzu,
całymi stadami, bez inkryminowanego przewodnika.

A potem zanikają w istocie jako gatunek wymarły.
A człowiek dziś, cóż, bez filmu, bez radia, bez gazety.
Człowiek pełen różnych monotonnych właściwości.
Mówisz ty, mówię ja, dzięcielina pała

i sprawdzają się najpiękniejsze metafory.
Sklepy robią się przestronniejsze niż lotniska.
Bohr? Speer. Spójrz na te sklepienia, firmamenty.
Wielka bania z poezją. Chwytliwa drezdenka.
Piersi wolności w epokowych reklamówkach
jakby specjalnie wyprofilowane pod Bohdana.

A tu jest papuga w odbiorniku i naśladuje kantorek.
Proszę o troje paciorek. Proszę o troje paciorek.
Coś mi świta.
Life's a gas, nucisz i śmiejesz się do świętojańskich stoisk.
I do mean babe, odpowiadam, bo nie jesteśmy tacy młodzi.
Musimy od kogoś pożyczyć na papugę.
Telewizor podrzucimy w domu dziecka.

Najlepiej jest jednak zaatakowane przedmioty spalić.

Wydłubiemy ze środka papugę, sprzedamy kantorek,
sprzedamy paciorek, sprzedamy kontenerek szkiełek,
złotych nitek, miedzianych drucików, zielonego pierza,
taśmy magnetycznej z kontyngentem szlagierów... i

banieczka? A jednak skrzynia z papugą zaczyna nam
ewoluować, demoniczne biureczko strzela szufladkami.
Kołatek wyrywa się na wolność!
Więc hop na kołatka
i chodu.

wtorek, 4 maja 2010

Józef Czechowicz "ta chwila"


Po kiego diabła poeci rezygnują z interpunkcji w swojej twórczości? Tym problemem zajmiemy się dziś w studio. Głos oddajemy profesorowi Michałowi Głowińskiemu: „W ich twórczości (...) jakże często rezygnacja ze znaków przestankowych jest tylko manierą, za którą nie kryją się głębsze sensy. A rezygnacja ta musi być poetycko umotywowana, trzeba być świadomym korzyści, jakie z niej płyną dla budowy i znaczenia poematu”. A zostawiając większość, może przykład jakiegoś poety, u którego brak interpunkcji pełni właśnie jakąś istotną fukcję? „Czechowicz potrafił z niego wyciągnąć konsekwencje: nie jest to ozdobnik czy ukłon w stronę mody, ale jeden z czynników organizujących tę poezję, a także – jeden z komponentów jej oryginalności”. Dobrze, puśćmy więc jakiś kawałek Czechowicza. Niech to będzie coś z tomiku Nic więcej z 1936 roku. Mamy tu pewien potok słów... „Głównym celem usunięcia interpunkcji jest spotęgowanie wieloznaczności wiersza. (...) Czytelnik nie jest tu biernym odbiorcą, ale współuczestnikiem procesu twórczego, który dokonuje wyboru wśród tych możliwości, jakie stworzył dla niego poeta”. Dziękujemy panu profesorowi. Ze swojej strony pragniemy jeszcze zwrócić Państwa uwagę na kolory. Do następnego!


ta chwila


ręko smagła otwórz okno z podwórka utocz
i nalało się jak w dzbanek soku godzin zimnych
oddech gęstwin równomierny deszczu tupot
przyśpiew rynny

to jest w kuchni dom na pradze niedaleko remiz
tramwajami co za czerwień ulice się dławią
a zły odblask bije po zorzach kamiennych
i deszcz i deszcz i deszcz i deszcz i deszcz

oczy patrzcie senna topiel szyby w siwym deszczu
tęczy szabla kropel magia chmur ciężkie delfiny
upadają na twarz ziemi cieniem wieszczym
srebrnym hymnem
srebrnym hymnem deszcz i deszcz i deszcz i deszcz



Głowiński M., Kunszt wieloznaczności, w: "Pamiętnik literacki" 1970, z. 3, s. 129-141.