wtorek, 19 marca 2013

Elizabeth Bishop "Mapa"


Są tacy, którzy uważają, iż wiersze Elizabeth Bishop to najwybitniejsza anglojęzyczna poezja XX wieku. Pierwszy kawałek z jej pierwszego tomu (North & South, 1946):


MAPA


W wodzie spoczywa ląd; w odcieniach zieleni.
Te cienie na obrzeżach, zapewne płycizny,
rysują w wodorostach szelfowe krzywizny;
trawy spływają w błękit z krawędzi zieleni.
Czy ląd się pochyla, by dźwignąć morze z dołu
i owinąć się niczym niewzruszoną wodą?
Wzdłuż zwiewnej półki z brązowego piasku
czyż ląd nie ciągnie za morze od dołu?

Cień Nowej Fundlandii jest płaski, nieruchomy.
Labrador żółty tam, gdzie rozmarzony Eskimos
go natłuścił. Możemy pogłaskać te śliczne zatoki
leżące pod szkłem, jakby miały zakwitnąć 
lub być czystą klatką dla niewidzialnych ryb.
Nazwy nadmorskich osad wybiegają w morze,
nazwy miast przekraczają okoliczne góry
- tu drukarz doświadczył euforii jak zawsze
kiedy uczucie przerasta swą przyczynę.
A te półwyspy biorą wodę między kciuk i palec
jak kobiety, kiedy badają miękkość materiału.

Na mapie wody spokojniejsze są niż ląd,
formacji swoich fal lądom pożyczając:
i na południe goni Norwegii zająć,
kształty pytają morze, gdzie jest ląd.
Czy one są z przydziału, czy państwa mogą wybrać barwy?
- To, co najlepiej pasuje do ich charakteru albo wód.
Topografia nie ma ulubieńców; Północ jest bliska jak Zachód.
Czulsze niż historyków są kartografów barwy.


Andrzej Sosnowski


"Literatura na Świecie" 1994 nr 3, s. 246-247.

niedziela, 3 marca 2013

Adam Wiedemann "Siedzę jak Budda i mam brzuch jak Budda"


Pozostając w temacie, początek Pensum Wiedemanna:


Siedzę jak Budda i mam brzuch jak Budda


W Indiach co drugie dziecko wie, kto to był Budda,
a w Polsce ani jedno. Tylko Iza

opowiedziała dziecku co nieco o Buddzie
i teraz się obawia, czy mu nie namieszała

w głowie. Niektórzy mają nieźle namieszane,
taka jest kolej rzeczy. Jednemu namieszał

ojciec święty,a drugiemu własna matka. Co?
Nie ma się czym przejmować? Przecież Budda

nie istnieje, zwyczajnie przestał istnieć,
i to jest właśnie ta jego wybitna zasługa.


A. Wiedemann, Czyste czyny. Wiersze zebrane 1989-2006, Poznań 2009, s. 207.

środa, 27 lutego 2013

Dariusz Adamowski "Tso Pema"


Dariusz Adamowski (ur. 1974) i tomik Gub, trać, porzucaj:


TSO PEMA


Nad jeziorem Tso Pema wzgórza gurują
nad nami, tak jak złocista statua Guru Rinpocze.
Sanskryt dotyka języka polskiego. Język
mamrocze mantry i mrok w tych słowach
dobrze oddaje wszystkie zaciemnienia umysłu,
które próbujemy zgubić po drodze, choć
są bezcenne i zamiast zostawiać ślady,
wleczemy je za sobą. Żaden krok nie zbliża nas
do celu. Żaden nas też nie oddala i to jest dobra wiadomość.
Tylko jak przyjąć ją dobrze?

Nastaje rano i krew w tym słowie sprawia,
że małpy ukryte w gajach zaczynają wrzeszczeć.
Wrzeszczymy głośniej i głośniej.
Wniebogłosy.


D. Adamowski, Gub, trać, porzucaj, Nowa Ruda 2012, s. 17.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Andrzej Sosnowski "Czy wiesz jak rozpoznać anioła?"


Fragment XVII części Nouvelles impressions d'Amerique (1994) Andrzeja Sosnowskiego przepisany jako wiersz w książeczce Rozmówki polsko-an(g)ielskie (1997; seria "Barbarzyńcy i nie"):


Czy wiesz jak rozpoznać anioła?


Ucz się muzyki, Sokratesie: nie ma w tej
historii żadnej uprzywilejowanej chwili,
żadnego ośrodka znaczeń, a tylko
pokrętny taniec lokalnych skupisk sensu,
które ulegają ciągłym i bardzo
szybkim metamorfozom. Dlatego właśnie
anioł tak, zdawałoby się, frywolnie mówi
"jestem tu", "jestem tam", mając w zasadzie
na myśli "nie ma mnie tu, ani tam",
a w istocie "jestem, który nie jestem".
Jest on bowiem czystą negatywnością
pośród koczujących znaczeń, pustym tchnieniem,
szeptem mowy uwolnionej od rzeczy, ruchem
łodzi zerwanej z kotwicy. Upadek aniołów
spowodowany został przeciążeniem mowy
nadmiarem znaczenia. Pycha non serviam
to melancholia umysłu zakładającego 
eleganckie ośrodki sensu.


A. Sosnowski, Rozmówki polsko-an(g)ielskie, Legnica 1997, s. 16 (68).

sobota, 16 lutego 2013

James Schuyler "Poranek poematu" (fragment)


Fragment słynnego Poranku poematu (1980):


Tylu chujowych poetów
Tak niewielu dobrych
W czym problem?
Brak wrodzonej miłości
Do słów, brak wyczucia
Że to co się mówi jest
Jedynie w słowach
I jedynie słowa są
Tym co się mówi: miłość,
Omyłka, obietnica, auto
Kasacja, barwa, płatek,
Barwa w płatku
To tylko światło
Czyli refrakcja:
Słowo, czyli wiersz.
Śniada czerwień nasturcji.
Róże rozsypane
Na podłodze kuchni,
Chłodne i wonne leże
Aby się czochrać i turlać.
Chciałbym mieć tatuaż
Z różą albo motylem:
Lecz gdzie? Tutaj na
Ręce, czy na wewnętrznej 
Stronie uda, mały, gdzie
Tylko nieliczni szczęśliwcy
Mogliby go oglądać? Nie
Zapomnę interesującego
Mężczyzny, nagiego do
Pasa z mistrzowską
Sprzączką przy
Pasie (Panama) i frunącym
Wysoko na obu mięśniach
Piersiowych błękitnym
Ptakiem na ciemnooliwkowej
Skórze. Chciałem go zjeść:
Za dużo szczęścia. East
28th Street, rok 1950.
Jak przemijają róże.
Andrzej Sosnowski i Bohdan Zadura


J. Schuyler, Trzy poematy, przeł. M. Sendecki, A. Sosnowski, B. Zadura, Wrocław 2012, s. 31-32.

piątek, 15 lutego 2013

Witold Wirpsza "Nazewnictwo"


NAZEWNICTWO

Wszystko pozostaje tym samym, ale Dam wszystkiemu inne nazwy. Słońce nazwę Waltornią i słońce pozostanie słońcem, choć Nazywać się będzie waltornią. Widnokrąg Nazwę szkłem i widnokrąg nie będzie Szkłem, choć będzie się tak nazywał. Wschodzenie nazwę pęcznieniem, trzymając Się stale tej samej reguły. I kiedy Powiem: Waltornia pęcznieje nad szkłem, Będzie to w moim rozumieniu znaczyło, Że słońce wschodzi nad widnokręgiem. Waltornia, pęcznienie, szkło; słońce, Wschód, widnokrąg. Co się zmieni Na widnokręgu? Ryknie mosiądz I szczerby polecą ze skraju ziemi W niepojęte obszary o niezmienionej nazwie. To znaczy: nic się nie zmieni. Tak dzieje się co dnia rzeczywiście.


W. Wirpsza, Cząstkowa próba o człowieku i inne wiersze, Mikołów 2005, s. 36.

środa, 13 lutego 2013

Wielemir Chlebnikow "W ten dzień błękitnych niedźwiedzi"


Wielemir (Welimir) Chlebnikow (ros. Велимир Хлебников) (1885-1922) - rosyjski futurysta

W ten dzień błękitnych niedźwiedzi,
Co po rzęsach spokojnych przebiegły,
Ja przewidzę za wodą błękitną
W szkliwie ócz rozkazanie: zbudź się!

Na srebrnej łyżce podanych ócz
Podano mi morze, a nad nim albatros.
Do szumiącego morza, widzę, ptasia Ruś
Poprzez rzęsy przeleci nieznane.

Ale lubios morzany wiatr wywrócił
Czyjś żagiel w wodzie krągło błękitnej.
Ale przez to w beznadziei zatonął
Pierwszy grom i trakt dalej wiosenny.
Jan Śpiewak

W. Chlebnikow, Włamanie do wszechświata. Poezja i proza, wybór i przekład A. Kamieńska, J. Śpiewak, Kraków 1972, s. 87.

niedziela, 6 stycznia 2013

Walt Whitman "Gdy słuchałem, co mówił uczony astronom"


GDY SŁUCHAŁEM, CO MÓWIŁ UCZONY ASTRONOM

Gdy słuchałem, co mówił uczony astronom,
Gdy dowody jego twierdzeń ustawiały się przede mną w kolumny cyfr,
Gdy pokazywał mapy i wykresy, demonstrował dodawanie, dzielenie, pomiary,
Gdy siedząc w sali wykładowej, słuchałem wykładu astronoma i braw,
                                                    jakimi mu przerywano
Jakże rychło źle się poczułem i ogarnęło mnie niewytłumaczalne znużenie,
Które minęło dopiero, gdy podniosłem się, wymknąłem z sali i ruszyłem
                                                            przed siebie
W mistycznym, wilgotnym powietrzu nocy, od czasu do czasu
Podnosząc wzrok, w całkowitym milczeniu, ku gwiazdom.

Stanisław Barańczak


W. Whitman, Gdy słuchałem, co mówił uczony astronom, tłum. S. Barańczak, w: S. Barańczak, Od Walta Whitmana do Boba Dylana. Antologia poezji amerykańskiej, Kraków 1998, s. 42-43.