środa, 31 marca 2010

Paul Celan "Fuga śmierci"

Orkiestra grająca "Tango śmierci" w obozie Janowskim, Lwów, ok. 1942.
Zdjęcie z dziewiątego numeru "Krasnogrudy".

Todesfuge (Fuga śmierci) to niewątpliwie najpopularniejszy utwór Celana. Powstał prawdopodobnie w roku 1945, być może w 1944. Pierwszy raz w wersji rumuńskojęzycznej pod tytułem Tangoul mortii (Tango śmierci) opublikowany został na łamach dziennika Contemporanul z 1947 roku. W oryginalnej, niemieckojęzycznej Fuga śmierci światło dzienne ujrzała w 1948 roku, wchodząc w skład tomu Der Sand aus den Urnen (Piasek z urn). Natomiast swoją sławę zdobywać zaczęła wraz z tomikiem Mohn und Gedächtnis (Mak i pamięć) z 1952. Fuga śmierci, ale też inne wiersze z tej książki, zdaniem Claire Goll miały być plagiatem utworów jej męża, poety Yvan Goll z tomu Traumakraut (1951). Zarzut był oczywiście chybiony, aczkolwiek zrodziła się z tego większa afera, która swoje odcisnęła na Celanie.
Utwór dotyczy autentycznych zdarzeń związanych z Holokaustem. W kilku nazistowskich obozach śmierci, w Lublinie, obozie Janowskim, ale też w Auschwitz, część skazanych była zmuszana przez hitlerowców do grania tzw. „Tanga śmierci”, gdy tymczasem inni więźniowie mieli kopać groby.
Sama konstrukcja tekstu przypomina zasady kompozycji muzycznej fugi.


FUGA ŚMIERCI

Czarne mleko świtu pijemy je w wieczór
pijemy w południe i rano pijemy je nocą
pijemy pijemy
kopiemy grób w przestworzach nic w nim nie uwiera
Mieszka w domu mężczyzna igra z wężami i pisze
pisze o zmierzchu do Niemiec twe włosy złote Margareto
napisał wychodzi przed dom iskrzą się gwiazdy gwiżdżąc zwołuje swą
sforę
gwiżdżąc zwołuje swych Żydów każe im grób kopać w ziemi
rozkaz wydaje nam zagrajcie do tańca

Czarne mleko świtu pijemy cię nocą
pijemy cię rano w południe pijemy cię w wieczór
pijemy pijemy
Mieszka w domu mężczyzna igra z wężami pisze
gdy zmierzcha pisze do Niemiec twe włosy złote Margareto
Twe włosy popielne Sulamito kopiemy grób w przestworzach nic w nim
nie uwiera

Woła głębiej wbijcie się w glebę hej wy tam a wy tam grajcie
śpiewajcie
sięga po żelazo za pasem wywija nim jego oczy niebieskie
szpadlami wbijcie się głębiej hej wy tam a wy tam grajcie dalej do
tańca

Czarne mleko świtu pijemy nocą
pijemy cię w południe i rano pijemy cię w wieczór
pijemy pijemy
Mieszka w domu mężczyzna twe włosy złote Margareto
twe włosy popielne Sulamito igra z wężami
Czulej śmierć swą grą wzywajcie śmierć jest mistrzem z Niemiec
woła ciemniej ciągnijcie smyczki wznieście się z dymem w powietrze
znajdziecie swój grób w obłokach nic w nim nie uwiera

Czarne mleko świtu pijemy cię nocą
pijemy w południe śmierć jest mistrzem z Niemiec
pijemy cię wieczorem i rankiem pijemy pijemy
śmierć jest mistrzem z Niemiec jej oko niebieskie
i trafi cię kulą z ołowiu i trafi cię celnie
Mieszka w domu mężczyzna twe włosy złote Margareto
i sforę swą na nas szczuje i daje nam grób w przestworzach
igra z wężami i śni śmierć jest mistrzem z Niemiec
twe włosy złote Margareto
twe włosy popielne Sulamito

Piotr Lachmann

(tłumaczenie Stanisława Jerzego Leca >>> tutaj)

Bibliografia:
Wichner E., Wiesner H., Zaplot metafor: od "Tęcz" Rose Ausländer do "Fugi śmierci" Paula Celana, przeł. L. Szaruga, w: "Krasnogruda", 1998 nr 9, s. 80-86.
Todesfuge [online]. [dostęp: 31 marca 2010]. Dostępny w Internecie: http://de.wikipedia.org/wiki/Todesfuge

Paul Celan "Jak wyżywasz we mnie"

JAK WYŻYWASZ WE MNIE swoją śmierć
nawet ostatnim
zdartym
suple tchu
tkwisz jedną
drzazgą -
życiem.

Jakub Ekier

czwartek, 25 marca 2010

Paul Celan "Nocą spowite"


Paul Celan (właściwie Paul Anczel) urodził się 3 listopada 1920 roku w żydowskiej, niemieckojęzycznej rodzinie w Czerniowcach, stolicy Bukowiny (wówczas Rumunia). Jakiś czas studiował medycynę we Francji, lecz przed samym wybuchem wojny wrócił do rodzinnego miasta by podjąć studia na wydziale literatury i języków. W 1941 roku Czerniowce znalazły się pod nazistowską okupacją. Cała rodzina Celana zamieszkała na terenie getta. Wkrótce rozdzielono poetę z rodzicami. Ich wysłano do obozu zagłady, on sam trafił do obozu pracy. Po roku udało mu się uciec. Resztę życia spędził praktycznie w Paryżu. Jego stan psychiczny stopniowo się pogarszał. Do końca cierpiał na okresowe stany depresji. Mimo wszystkiego, co udało mu się przeżyć, wiosną 1970 roku popełnił samobójstwo, rzucając się do Sekwany.
"Tylko jedna rzecz pozostała osiągalna, bliska i bezpieczna w obliczu wszystkiego, co utraciłem: język" stwierdził Celan w swym przemówieniu w Brenie w 1958 roku. Jego twórczość stanowi rzecz ściśle hermetyczną. Nie tylko, że nie udało się jej nigdzie zaszufladkować, ale sam język tej poezji funkcjonuje na granicy komunikatywności.
Wiersz pochodzi z tomiku Von Schwelle zu Schwelle (Od progu do progu) z 1955 roku. Tytuł oryginalny brzmi Nächtlich geschürtz.


NOCĄ SPOWITE

dla Hannah i Hermanna Lenza

Nocą spowite
wargi kwiatów,
na krzyż i w splocie
szczyty sosen,
posiwiały mech, poruszony kamień,
pobudzone do lotu w nieskończoności
kawki ponad lodowcem:

to okolica, gdzie
spoczynek mają przez nas dopędzeni:

nie nazwą tej godziny,
nie policzą ptaków,
nie pójdą za wodami do falochronu.

Stoją osobno w świecie,
każdy przy swojej nocy,
każdy przy swojej śmierci,
szorstko, z odkrytą głową, zakrągleni
bliskim i dalekim.

Spłacają winę, ożywienie ich początku,
spłacają temu słowu,
co trwa niepoprawnie jak to lato.

Słowo - no wiesz:
takie zwłoki.
Daj nam je umyć,
daj nam je czesać,
daj nam ich oko
zwrócić ku niebu.

Feliks Przybylak

środa, 24 marca 2010

Piotr Sommer "Taksówka"

TAKSÓWKA


To lato naprawdę mogło nie mieć końca -
matka żyłaby wiecznie.
Na moście oddychał jeszcze południowy wiatr.
Liście mijanych topól z końcem września
dyskretnie wskazywały północ.
Na Rondzie czas, przymocowany do budynku,
bezgłośny, o przezroczystej twarzy, rozkładał ręce
w linii nieomal prostej: krótsze ramię
wyciągnięte było w stronę chmur,
dłuższe wyznaczało obroty ciał przyziemnych
białych i czerwonych ciałek miasta -
było po w pół do pierwszej.

W opustoszałej poczekalni niosło się echo życia -
i tego dnia wszystko się jakoś ułożyło.
Na plakaciku ściennym
wisiało serce w kształcie kropli krwi.
Wbiegłem na górę, ale za oknem, w koronach drzew,
wylew czerwieni rysował się dopiero
na liniach papilarnych liści, a pod nogami
nie wzbierał szelest powodzi.
Ale zbiegając na dół byłem zupełnie mokry
i rozgarniałem powietrze jakbym płynął.

poniedziałek, 22 marca 2010

John Ashbery "Późne echo"

"Acrobats" (1972): kolaż autorstwa Johna Ashbery'ego

John Ashbery
za młodu chciał być malarzem surrealistycznym. Przez kilka lat chodził nawet na zajęcia, gdzie malarstwa się uczył. Pędzel rzucił, gdy dostał się na Harvard. Niemniej jednak zainteresowania sztukami plastycznymi w poecie nie umarły. Mieszkając dziesięć lat w Paryżu, pisał krytykę o sztuce dla "Herald Tribune", później w Nowym Jorku robił to samo m.in. w "Art News", tygodniku "New York", czy "Newsweeku". Wprost musiało się to odbić na poezji naszego bohatera. Malarstwo w wierszach Ashbery'ego jest wszechobecne, aczkolwiek wcale nie czyni to z jego kawałków dzieła plastycznego, utworów, które podziwia się okiem. Znamienny wpływ na autora miała także muzyka. Zasłuchiwał się on w Ferruccio Busonim, czy Johnie Cage'u, ale i posiadał elementarną wiedzę teoretyczną. Dajmy na to, charakterystyczna wydłużona składnia w wierszach Ashbery'ego to cecha zaczerpnięta zdaje się z muzyki właśnie. Pisarz doskonale zapamiętał uwagę Henry'ego Cowella, którą usłyszał na wykładach kompozytora w New School, iż interwały stają się dłuższe, w miarę jak muzyka robi się bardziej wyrafinowana. David Shapiro pisał w swoim opracowaniu: "W wielu kompozycjach złożonych z szeregu części nie da się w gruncie rzeczy przewidzieć następnego dźwięku i właśnie ta niepewność jest wspaniałą cechą utworów samego Ashbery'ego". Poezja Ashbery'ego nadaje się więc zdecydowanie do słuchania.
Kawałek pochodzi z tomiku As We Know (1979), a jego oryginalny tytuł brzmi Late Echo.


PÓŹNE ECHO

Sam na sam z własnym obłędem i ukochanym kwiatkiem
Widzimy, że naprawdę nie ma już o czym pisać.
A raczej, że trzeba pisać o tych samych starych sprawach
W ten sposób, powtarzając w kółko to samo
Żeby miłość mogła trwać dalej i zmieniać się stopniowo.

Trzeba wiecznie na nowo badać ule i mrówki
I setki razy kłaść kolor dnia
I zmieniać go z lata na zimę
Aby zwolnił do tempa jakiejś prawdziwej
Sarabandy i tam przycupnął, żywy i nieruchomy.

Dopiero wtedy to chroniczne rozkojarzenie
Naszego życia będzie mogło owinąć się wokół nas, udobruchanych
I z jednym okiem wlepionym w tamte długie cienie z brązowego pluszu
Przemawiające tak głęboko do naszej nieprzygotowanej wiedzy
O nas samych, te gadatliwe maszyny naszego czasu

Piotr Sommer


P.S., Jak dobrze, że przekładem wierszy Ashbery'ego na język polski zajął się Piotr Sommer, gdyż jest on również bardzo muzycznym poetą.


Wiedza pochodzi z:
"Literatura na Świecie", 1986 nr 7 (180) (tu: wywiad Piotra Sommera z Ashberym, artykuły Davida Shapiro i Leslie Wolf).

piątek, 19 marca 2010

John Ashbery "Chaos"


To czysty przypadek, iż ostatnie wpisy dotyczyły cummingsa, a od kilku dni czytam Ashbery'ego. Proszę nie wiązać faktu, że tych dwóch poetów puszczam obok siebie. Bo mogłoby się wydawać, iż to osobistości - pod pewnymi względami - dosyć podobne. Wszak obaj byli silnie związani z Nowym Jorkiem, obaj malowali i miało to odbicie na ich tekstach, do obydwu przyczepiła się łatka "awangardzistów". Ale w dwóch przypadkach jest to zupełnie inny Nowy Jork, malarstwo przejawiało się w kompletnie inny sposób, tak samo jak owa awangardowość. Zresztą Ashbery nie lubił poezji cummingsa.
John Ashbery (ur. 1927) za młodu chciał być rzeczywiście malarzem. Ale został poetą. Chciał się w poezji bawić. I został najsłynniejszym przedstawicielem tzw. szkoły nowojorskiej (choć akurat u nas zdecydowanie lepiej przyjął się Frank O'Hara, wiadomo), a to przez zdobycie kilku znaczących nagród, w tym Nagrody Pulitzera.
Kawałek pochodzi z tomiku Some Trees z 1956 roku.


CHAOS

Nie proś bym tam znowu poszła
Biel jest zbyt bolesna
Lepiej o tym zapomnieć
mówiła śpiąca rzeka do czuwającego brzegu

Kiedy po raz pierwszy przeciągnięto druty
w poprzek pola
powietrze osiadło powoli
na rozlewiskach
Niebieskie lustro zabłysło
Wtedy kogoś przeraziły rozlewiska
Czy nie mógłby ktoś ściągnąć niebo w dół
By się dość uzbroić
Światło wzeszło
Płynny ruch

W końcu półmrok który nie ochroni liści
Śmierć która nie próbuje krzyczeć
Czarne buki
Dlatego posłałem ci czarną kartkę co nigdy nie ogłuchnie
Dlatego brzeg ponagla studnię
Biel biega w jej wgłębieniach
Rzeka prześlizguje się pod naszymi snami
lecz brzeg płynie ciszej

Agata Preis-Smith

wtorek, 9 marca 2010

e. e. cummings "będę"

"Reclining Nude": pędzla e. e. cummingsa portret żony, Marion Morehouse

Większość teoretyków literatury powie Wam bez mrugnięcia okiem, iż nic w wierszu nie jest przypadkowe. Wszystko ma swój cel, czy to będą dwie akcentowane sylaby stojące bezpośrednio obok siebie mimo, iż zaburza to dany tok stopowy, czy użycie takich, nie innych rymów, nasilenie konkretnych głosek, wszelkie odstępstwa i dziwactwa. Przyznacie, że to bardzo optymistyczny pogląd. Niemniej w przypadku poezji e. e. cummingsa jest on bezsprzecznie słuszny. Dziś znowu puszczam na Sfereo wiersz Amerykanina, zapisany w sposób conajmniej nietuzinkowy. cummings był poetą plastycznym, zresztą poza pisaniem również malował. Ta jego szalona typografia jest - proszę mi wierzyć - zupełnie funkcjonalna. I to jest chyba najwspanialsze w wierszach - mnogość środków wyrazu.
Erotyk (!) ów pochodzi z From the volume & z 1925 roku, a jego oryginalny incipit to i will be.


będę
P o dążał przed siebie Ulicą jej

ciałacz u jącw ok ółSiebie uliczny ruch
rozkosznych;mięśni-będętonąłzw y d e c h e m N
agły
M abydotknąć
wygiętejłodzi
Jej-
....pocałUnku jej:dłonie
będą igrały na,mniE jako
głuch e melodie LUB s-trzę p-y liŚci sfru wa jąc e
ze Szkaradnych drzew albo

Może Mandoliny
p a trz-
gołębie lec ąci

kołu(:SkRaP,i,AjĄ ch-wilę blaskiemSłońca a
p o t e m)j-
ąc wszystkie CzerniejĄ ko-łuj-ąc p

o
nad
moJąbarDzomaŁą

uliczką
którą
wkrótce nadejdziesz,

gdy zm r ok
z(apadnie & zaświeci
k si ęży
)c.

Stanisław Barańczak

niedziela, 7 marca 2010

e. e. cummings "ptaki("


Urodził się jako Edward Estlin Cummings w 1894 roku w Cambridge w stanie Massachusetts, aczkolwiek pod swoim dziełem podpisał się jako e. e. cummings. Jego debiut poetycki, tom Tulips and Chimneys, ukazał się w 1923 roku, zaraz po tym jak autor na niemal na stałe osiadł się w Nowym Jorku, a kolejne książki pozwoliły mu stać się czołową postacią literackiej awangardy Stanów Zjednoczonych. cummnigs był innowatorem w zakresie typografii, niekonwencjonalnego użycia znaków przestankowych, czy wykorzystywania i nie-wykorzystywania dużych liter. I mimo, że zmarł w 1962 roku, do dziś wcale niewielu poetów miało odwagę choćby podejść pod granice, które on stale przekraczał. Na naszym podwórku widzę tylko Białoszewskiego.
Puszczam wiersz z tomu No Thanks z 1935 roku. Jego oryginalny incipit brzmi birds(.


ptaki(
spójrz, wyna
lazcy powietrza
U
)żytkownicy

be
zmiA(
ru
z
zm
zmi(
zmie

rzchu.Sta) popatrz
tylko
(ją się
duszą;
&:i

i
c)h

o
sy
(
oto
ot
o

Stanisław Barańczak

środa, 3 marca 2010

Ryszard Krynicki "Wierzę"

Wiersz z kolejnego tomu poety, genialnego "Organizmu zbiorowego" (1975).


WIERZĘ

Annie i Stanisławowi Barańczakom

Powiem prawdę: czasem wierzę
w istnienie tamtego świata, wierzę w zjawy,
wampiry, wysysające mózgi i krew,
zresztą, może bardziej się boję niż wierzę
(co na jedno wychodzi w naszych czasach: bać się - wierzyć).
Staram się wtedy nie siadać plecami do drzwi,
drzwi żyją własnym życiem, powiem więcej:
stałem się przesądny, już nie mówię głośno o swych marzeniach,
nadziejach, aby ich nie spłoszyć, unikam
wypowiadania słów, które potrafią się zemścić,
wykreślam je ze starych wierszy (zresztą,
nie tylko ja), nie ukrywam jednak,
że niekiedy zapominam o środkach ostrożności,
piję wódkę, kocham kobietę, udaję się w podróż, myślę
telepatycznie, odwracam plecami
do drzwi - które żyją własnym życiem
i prędzej czy później się otworzą,
i prędzej czy później dotknie mnie
ta lodowata ręka, może tylko da mi znak
a może bez ostrzeżenia zaciśnie się na moim sercu,
powiem prawdę: nie wierzę, aby to była ręka
Osipa Mandelsztama ani Georga Trakla,
ani żadnego innego poety, który niezależnie od ludzkiej
czy nieludzkiej śmierci, jaka go spotkała,

ciągle jeszcze mówi do nas swoimi żywymi słowami.