piątek, 21 października 2011

David Bowie & Andrzej Sosnowski, cz. 1


Miałem nazywać się Norbert, ale pewnego dnia moja ciężarna matka przeglądając Pismo Święte krzyknęła do siedzącego obok męża:
- Dawid!
- Dawid? – zdziwił się ojciec – Daj spokój. Nie pasuje.
- Ale patrz! Dawid Bowie – mama nigdy nie dawała za wygraną.
- No! Może być!
Bo mój ojciec był mocno zafascynowany elegancją brytyjskiego muzyka z czasów Tonight. Do dziś nosi identyczną fryzurę, którą podpatrzył chyba w teledysku do Blue Jean. No, a ja zostałem Dawidem. Po królu i poecie oraz po gwieździe rocka (chociaż wówczas flirtowała ona akurat z miernym popem).
To była kwestia czasu, kiedy sięgnąłem po muzykę Bowiego. Zaczęło się w liceum od Earthling, bo tylko ten album znalazłem na kasecie w moim prowincjonalnym rodzinnym miasteczku. Ale to dopiero od wysłuchania The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars, które udało mi się potem dorwać, stałem się fanem. Kilka lat później, w momencie, gdy odkryłem dla siebie poezję Andrzeja Sosnowskiego, nie wiedziałem, że też słucha Bowiego. Najpierw on stał się moim ulubionym poetą, a później okazało się, że mamy wspólnego ulubionego muzyka. Taki drobny zbieg okoliczności.
Poniższe kawałki Bowiego pochodzą z Low (1977) – pierwszej części tzw. „trylogii berlińskiej”, niewątpliwie jednej z jego najlepszych płyt. Natomiast wiersze Sosnowskiego opublikowane zostały w tomiku z poematem Gdzie koniec tęczy nie dotyka ziemi (2005).



Tempo życia

Co? Nic. Patrzę. Zasypiam.
Okno, łóżko i mrok. Chłodny
dreszcz to minimum sensacji
pod kocem, z głową schowaną
w sny. Sny mają być jak piasek
i są. W ustach. Na ustach piach,
klej, pajęczyna i śmiech,
klej, pajęczyna i piach. K, p, p,
ppppppppppppppppppppppppp!
A fatal error has occured. Pisz
po polsku. Nic Straszliwy błąd
miał tu miejsce. Zdarzył się i
wystąpił. Z brzegów? Z pro-
pozycją. Z bezbrzeżną post-

pozycją.



„Nowa kariera w nowym mieście”

Śmierć autora inauguruje promocję jego nowej książki
(choć nic nie zmieni faktu, że autora nie ma wśród nas).
Jego duch żyje wśród nas, tak jak grawiton i koronium.
Jego duch żyje pośród nas.
Na księżycu mają już podobno pierwszy adres e-mail,
promocyjny adres dla wszystkich: moon@moon.xnet
Począwszy od dzisiaj można wysyłać wiadomości.
Astronauci odbiorą listy za niewiele lat.
Śmierć autora inauguruje promocję jego nowej książki
(choć nic nie zmieni faktu, że autora nie ma wśród nas).
Jego duch żyje wśród nas, tak jak grawiton i koronium.
Jego duch żyje pośród nas.
Na księżycu mają już podobno pierwszy adres e-mail,
promocyjny adres dla wszystkich: moon@moon.xnet
Począwszy od dzisiaj można wysyłać wiadomości.
Astronauci odbiorą listy za niewiele lat.

4 komentarze:

  1. Się rozpisałeś, Dawidzie, szacun! Wpis inspirujący, wziąłem się za odkurzanie "Stardusta".

    OdpowiedzUsuń
  2. Bowie coś się zawiesił, prawda? Nie nagrywa. Może i dobrze...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawiesił się po zawale na trasie promującej "Reality". Skończyło się operację i Bowie od tego czasu nie nagrywa i ponoć to się nie zmieni. Czy dobrze? Moim zdaniem ostatnie płyty były na wysokim poziomie. Z jednej strony skończył karierę w dobrym stylu, ale z drugiej mógłby jeszcze dokończyć trylogię o Nathanie Adlerze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż, ostatnia rzecz, w jaką mu w 100% uwierzyłem, to OUTSIDE.

    Szkoda, nikt bardziej elegancko nie śpiewał po angielsku.

    OdpowiedzUsuń