wtorek, 8 kwietnia 2014

Elizabeth Bishop "Ponad 2000 ilustracji i kompletny skorowidz"


Znana anegdota. W Nowym Jorku w 1997 roku odbyła się gala poetycka, w której uczestniczyło bardzo wielu znanych poetów i poetek. Czytali oni swoje ulubione wiersze z antologii arcydzieł poezji języka angielskiego. Każdy mógł wybrać tylko jeden utwór. John Ashbery, dziś chyba najbardziej ceniony z żyjących poetów amerykańskich, czytał Over 2,000 Illustrations and a Complete Concordance Elizabeth Bishop. Przy pierwszych słowach trzeciej części zaczął płakać.


Ponad 2000 ilustracji i kompletny skorowidz


Takie powinny być nasze podróże:
serio, godne grawiury.
Siedem Cudów Świata wygląda marnie
i cokolwiek swojsko, lecz te inne sceny,
niezliczone, choć równie smutne i martwe,
są obce. Często Arab siedzący w kucki
lub grupka Arabów - najpewniej knujący
spisek przeciw naszemu Chrześcijaństwu,
kiedy inny, z boku, wyprostowaną ręką i dłonią
wskazuje ten Grób, tę Jamę, ten Grobowiec.
Gałęzie daktylowych palm przypominają pilniki.
Brukowany dziedziniec, gdzie jest wyschła Studnia,
wygląda jak diagram, murowane wodociągi
są wymownie puste, ludzka sylwetka
ginie na horyzoncie historii czy teologii
razem ze swym wielbłądem albo wiernym koniem.
Zawsze ta cisza, ten gest, punkciki ptaków
na niewidzialnych nitkach ponad Miejscem,
albo dym solennie ciągnie w górę, też na nitce. 
I naturalnie cała stronica lub strona złożona
ze scen w prostokątach biegnących diagonalnie 
albo w kółkach na tle szarych kropek,
naturalnie ozdobny owal bezlitosny,
wciągnięty w sploty figuralnego inicjału -
pod dłuższym spojrzeniem idą wyraźnie w rozsypkę.
Oko jak ciężarek spada w głąb przez linie
wykreślone przez rylec, roztargnione linie 
jak zmarszczki na piasku,
centryfugi burz, odcisk bożego palca pod lupą,
na końcu boleśnie rozjarzone
wilgotną, pryzmatyczną bielą i błękitem.

Przy wejściu w cieśninę pod St. Johns
wzruszające beczenie kóz doszło na pokład statku.
Na chwilę się pokazały, rude, skaczące po skałach
w trawach skąpanych we mgle i żółtych narcyzach.
A pod Św. Piotrem wiał wiatr i słońce świeciło w amoku.
Z werwą, poczuciem celu kler maszerował rzędami,
rysując sieć czarnych linii na placu, jak mrówki.
W Meksyku martwy człowiek leżał
pod niebieską arkadą; martwe wulkany
skrzyły się jak wielkanocne lilie.
Szafa bez przerwy grała „Ay, Jalisco!”
A w Volubilis były piękne maki
rozsadzające mozaiki; tłusty cicerone puszczał oczko.
W porcie Dingle na przeciąg złotego wieczoru
gnijące krypy wystawiły swój przemokły plusz.
Angielka lała herbatę, informując,
że księżna spodziewa się dziecka.
A w burdelach Marrakeszu
małe, dziobate prostytutki
przynosiły tace z herbatą na głowach
i pokazywały taniec brzucha, przypadając
do naszych kolan, nagie i rozchichotane,
prosząc o papierosa. To gdzieś w tamtej okolicy
widziałam coś, co wystraszyło mnie najbardziej :
Grób święty, z wyglądu nieszczególnie święty,
jeden z wielu pod stromym, kamiennym baldachimem
otwartym jak dziurka od klucza na wiatr różowej pustyni.
Otwarty, zapiaszczony, marmurowy żłób, pokryty
rytymi egzortami, pożółkły
jak sztachety krowich zębów;
w połowie wypełniony pyłem, już nawet nie pyłem
po biednym pogańskim proroku, który zmarł.
Khadour w swoim ładnym burnusie patrzył się figlarnie.

Wszystko tylko złączone właśnie „i" i „a”.
Otwórz księgę. (Pozłota schodzi z krawędzi
stron i zapylają się opuszki palców.)
Otwórz ciężką księgę. Czemu nam umknęło
to stare Narodzenie, gdy można było oglądać? -
uchylony mrok i skały tryskające światłem,
nieporuszony i niespieszny płomień,
bezbarwny, bez iskier, spokojnie sycący się słomą,
a w głębi uśpioną rodzinę pośród miłych zwierząt -
i w oniemieniu patrzeć, wypatrując niemowlęcy wzrok.


przeł. A. Sosnowski

|LnŚ 2000, nr 12|

2 komentarze:

  1. Dobry wiersz. Dobry w diabły! Nie dziwię się Ashbery'emu, choć sam raczej bym nie ryczał.

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytam go od kilku dni nieustannie: w oryginale, w przekładzie Sosnowskiego, w przekładzie Barańczaka. Dla mnie coś absolutnie genialnego.
      Serdeczności! :)

      Usuń