niedziela, 17 stycznia 2010

William Blake "Mały włóczęga"

Anglik William Blake (1757-1827) był zaiste człowiekiem niesamowitym. Legenda głosi, iż od najmłodszych lat prześladowały go niezwykłe wizje. Ale oprócz aniołów, miast ze złota, miewał też widzenia wręcz profetyczne. Ponoć, gdy ojciec zaprowadził młodego Williama do pewnego rytownika na lekcje rysunku, chłopiec po ujrzeniu go powiedział, że nie będzie u niego pracował, gdyż dostrzega w nim piętno szubienicy. Dwanaście lat później rzemieślnika rzeczywiście powieszono. Należy też zaznaczyć, iż Blake za życia był przede wszystkim rytownikiem. To właśnie w dziedzinach plastycznych uzyskał wykształcenie (później został też malarzem). Jednak dziś cenimy go w szczególności za poezję. W końcu to on, obok Williama Wordswortha, okazał się prekursorem angielskiego romantyzmu.
Bez wątpienia najważniejszym dziełem Blake'a jest zbiór dwóch cykli: "Songs of Innocence" ("Pieśni niewinności") oraz "Songs of Experience" ("Pieśni doświadczenia") opublikowanych razem w książce "Songs of Innocence and of Experience shewing the Two Contrary States of the Human Soul" (1794). Ale nie tylko jest to jedno z najwyżej cenionych dzieł angielskiej poezji, ale też jedna z najpiękniej wydanych książek w historii piśmiennictwa. Blake miał własną koncepcję publikowania swoich tomów. Nie drukował ich, a sporządzał osobliwe, własnoręcznie pisane, ozdabiane sztychami, kolorowane i odbijane, rękodzieła, które sam sprzedawał wybranym nabywcom. Dwa cykle zestawione są ze sobą na zasadzie kontrastu. "Pieśni niewinności" stanowią obraz błogiego dzieciństwa, natomiast drugi dotyczy cierpienia i niejasności świata. Oba do cna przesiąknięte są biblijną symboliką. Na Sfereo przedstawiciel "Pieśni doświadczenia" z dołączonym skanem strony z wierszem z oryginalnego wydania.
Tytuł oryginału "The Little Vagabond".

MAŁY WŁÓCZĘGA

Matko, chłód moje ciało w kościele przenika.
W gospodzie się cieszymy syci i ogrzani.
A zresztą wiem, do czego ma dusza przywykła -
Czy te nawyki w niebie nie zdadzą się na nic?

Gdyby piwo dawali w kościele i ogień
Rozpalali przyjemny, pociechę dla duszy,
To niechbym raz się znalazł za kościoła progiem,
Już bym się nigdy stamtąd ni na krok nie ruszył.

Proboszcz mógłby nauczać nas i śpiewać z nami,
Szczęśliwymi jak ptaki w upragnionej wiośnie.
Sąsiadka (jej powagę chwali się) rózgami
Już nie biłaby dzieci piszczących żałośnie.

Pan Bóg, jak ojciec cieszący się, że widzi wokół
Tyle, jak On, szczęśliwych, roześmianych twarzy,
Już i Beczce, i nawet Diabłu dałby pokój.
Może nawet nakarmi go, szatą obdarzy?

Zygmunt Kubiak

7 komentarzy:

  1. zauważając że w tamtych czasach wieszanie nie było rzadkością to nie ma w tym nic cudownego ^^ marta

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ oczywiście! W XVIII-wiecznej Anglii wieszano za nic, hurtowo wręcz. Tak jak dziś masowe jest zjawisko karania pozbawieniem wolności. Jakby mi sąsiada przymknęli, to bym się w ogóle nie zdziwił. To jest przecież tak powszechne ;)
    A tak na poważnie - Anglia w drugiej połowie XVIII wieku miała już dość ukształtowany parlamentaryzm. Owszem karano bardzo surowo (w tym wypadku za fałszerstwo), ale trzeba zdać sobie sprawę, iż nie w każdej angielskiej kamienicy mieszkał przestępca.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Polecam zapoznać się z "Zaślubiny Nieba i Piekła: Głos Diabła".

    OdpowiedzUsuń
  4. wiersz wciąż aktualny,

    fantastyczny blog

    pozdrawiam
    :)

    OdpowiedzUsuń