Krystyna Miłobędzka (ur. 1932) swój pierwszy cykl poetycki Anaglify przygotowała w 1960 roku, jednak żaden z wydawców nie był wówczas zainteresowany drukiem. Debiut na papierze ukazał się dopiero 10 lat poźniej (tomik Pokrewne). Mimo to Miłobędzka wciąż nie miała szczęścia na poetyckiej scenie. Rzeczywiste odkrycie jej twórczości nastąpiło dopiero w XXI wieku. Właściwie to po wydaniu tomu Po krzyku w 2004 roku zaczęto mówić o niej, jako poetce naprawdę ważnej (m.in. książka roku w „Przekroju”, nominacja do Nike).
Osobiście poznałem jej niezwykły ascetyczny lingwistyczny projekt poetycki dopiero w zeszłym roku, przy okazji wydania książki zbierane, gubione (1960-2010).
Na Sfereo wiersz z przełomowego Po krzyku:
Osobiście poznałem jej niezwykły ascetyczny lingwistyczny projekt poetycki dopiero w zeszłym roku, przy okazji wydania książki zbierane, gubione (1960-2010).
Na Sfereo wiersz z przełomowego Po krzyku:
najprędzej gubię czasowniki, zostają rzeczowniki, rzeczy
już tylko zaimki osobowe (dużo ja, coraz więcej ja)
a imiona? giną, spójniki giną
trzy słowa, dwa słowa
wreszcie mój, mój we mnie
mój ze mną
świat
ja w pierwszej i ostatniej osobie
Poetyckie widzenie procesu obrastania współczesnego człowieka w egoizm?...
OdpowiedzUsuńraczej popadania w samotność...?
OdpowiedzUsuńMiłobędzkiej nie da się tak czytać.
OdpowiedzUsuńpoprzez wyimek.
"zbierane, gubione" to lektura obowiązkowa.
do wielokrotnego zobaczenia.
Z przyjemnością odnajduję. Pani Krystyna, jak znamię, nie sposób nie dostrzec.
OdpowiedzUsuńKobieta, a z jakąż siłą szarpnąć potrafi.